Świadectwo Czytelniczki Magdaleny opisane w książce „Jak weszłam w NLP, hipnozę, coaching”.

Pani Magdalena jest naszą Czytelniczką, aktywnie komentującą i przygotowującą się z nami do Aktu  „Oddania się w niewolę miłości Jezusowi Chrystusowi przez Maryję. Magda przysłała do nas fragment książki, który zamieszczamy jako zachętę do jej przeczytania.

W książce autorka szczerze i otwarcie opowiada o swoim życiu. Było w nim miejsce dla fascynacji podświadomością, jak neurolingwistyczne programowanie (NLP) czy coaching, ezoteryzmu, magii, kart tarota, talizmanów. Jedyne, czego zabrakło w jej życiu, to żywa wiara w Boga. W pewnym momencie w życiu Magdy zawiązuje się węzeł, którego ona sama nie jest już w stanie rozwiązać. W swej bezradności zanosi się od płaczu. Natomiast szatan coraz bardziej się spieszy?

Z opisu wydawcy:
Na (?) szkoleniu było dużo NLP i jeszcze więcej hipnozy. Prowadzący wprowadzał nas w trans, sugerując naszej podświadomości, aby zarabiała dla nas pieniądze. Nie widziałam w tym zagrożenia. Jednak prawda kazała się zupełnie inna. Na mnie hipnoza podziałała bardzo negatywnie. Po wyjściu z transu byłam zniesmaczona. Zdałam sobie sprawę, że istnieje inny świat niż ten, w którym żyję?

Fragment książki pt. „Jak weszłam w NLP, hipnozę, coaching”

POŚPIECH SZATANA

Przez następne parę dni każdego wieczora wyjmowałam swoją czarną świecę, zapalałam ją i odprawiałam magiczny rytuał. W ciągu ostatnich tygodni od dnia, kiedy rozmawiałam z Arkiem, rytuały odprawiałam nadzwyczaj często. Nie wiedziałam, dlaczego tak się spieszyłam. Zupełnie nie mogłam tego zrozumieć. Moje postępowanie w ogóle nie mieściło mi się w głowie. Robiłam to jakby mechanicznie. Szczerze mówiąc, nic sobie takiego wielkiego nie myślałam, oprócz zdobycia skądś pieniędzy.
Kiedy kładłam się spać, gasiłam światło. W pokoju panowała zawsze ta sama ciemność. Ale nagle na ścianie zaczęły pojawiać się oczy przypominające ślepia kota. Takie zielone, świecące. Bardzo mnie to ciekawiło. Chciałam ich dotknąć. Jednak za każdym razem, kiedy podchodziłam do ściany, próbując pochwycić te oczy dłonią – one znikały. Na początku pojawiały się 2, może 3 pary oczu. Nic się nie działo. Patrzyliśmy na siebie. Czułam jedynie, że to nie jest coś dobrego. Trudno jest mi opisać, z jaką satysfakcją dotykałam ściany, chcąc coś poczuć. Po jakimś czasie zaczęło pojawiać się wiele par oczu, aż do chwili, kiedy cała ściana była zapełniona zielonymi świecącymi złowrogo ślepiami. One nigdy nie mrugały. Zawsze świeciły. W pokoju wciąż była ta sama ciemność – oczy nie dawały w ogóle światła. Przestałam mieć jakiekolwiek sny. Bardzo mało spalam. Mogę rzec, że noce były bezsenne. Przewracałam się z boku na bok, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Kiedy się nudziłam, odmawiałam swoje bezsensowne „modlitwy”. Córka spokojnie spała obok mnie. Każdego ranka wstawałam coraz bardziej zmęczona i zapłakana. Nic mnie nie cieszyło. Nawet nie wiedziałam, dlaczego płaczę. Denerwowało mnie to. Czyżby moja dusza płakała z tęsknoty za Panem? Nie wiem. Wtedy bardzo daleko odeszłam od Boga, od Kościoła. Na samą myśl o Mszy Świętej robiło mi się niedobrze. Miałam niepohamowaną agresję do osób, które przy mnie coś na ten temat mówiły. Dość długi czas obcowałam z kocimi oczami, każdego wieczora pragnęłam ich dotknąć. Nigdy mi się to nie udało. Któregoś dnia usiadłam jak zawsze przy komputerze. Nagle zobaczyłam, że coś jest rozsypane wokół mojego miejsca pracy. Coś białego, jakby proszek. Było wszędzie. Tak mnie to rozwścieczyło, że zaczęłam okropnie krzyczeć i przeklinać. Bo kto się ważył brudzić moje miejsce pracy? Myślałam, że to cukier, że ktoś niechcący go rozsypał. Polizałam palec i spróbowałam. Zlizałam z palca całą zawartość, jaką udało mi się wziąć. fuj! To była sól! Dalej już nie pamiętam, co się działo. Poniżej opisuję to, czego dowiedziałam się od świadków tego wydarzenia. Moja siostra doskonale wiedziała, w co się wpakowałam. Modliła się za mnie. Poszła nawet do egzorcysty poprosić go o radę. Ten dał jej sól egzorcyzmowaną, którą dosypała do solniczek w domu, a także rozsypała wokół komputera. Prawdopodobnie tak bardzo wrzeszczałam i przeklinałam, żeby jak najszybciej usunąć tę sól, że moja siostra ze strachu zamknęła się w pokoju. I jeszcze polizałam egzorcyzmowaną sól! Uspokoiłam się dopiero wtedy, jak już wszystko posprzątałam. Byłam zupełnie nieświadoma tego, że codziennie używałam soli egzorcyzmowanej. Przecież soliłam kanapki, zupę… Po prostu używałam jej w kuchni na co dzień. A więc dlatego tak bardzo źle się czułam, bo karmiłam diabła solą egzorcyzmowaną! Wciąż byłam zmęczona, niewyspana, smutna, płaczliwa. W nocy zasypiałam już ze zmęczenia, ale coś nagle zaczynało mnie dusić, zmuszając do przerwania snu. Nigdy się przy tym nie bałam. Byłam po prostu tym udręczona. Im bardziej źle się czułam, tym bardziej „modliłam się” tymi swoimi modlitwami. Im goręcej się ,,modliłam”, tym jeszcze gorzej się czułam. I tak w kółko. Myślałam, że oszaleję! Zaczęłam łapać się na tym, że jak odmawiałam zaklęcia, w słowa wpadała mi modlitwa „Pod Twoją obronę”. To był jakiś dziwny trans, bo tę maryjną modlitwę odmawiałam przez jakieś 20 minut non stop. Sama nie wiedziałam, dlaczego. I w ogóle nie wiedziałam, jak to było możliwe, że ta modlitwa tak nagle wypływała z moich ust. Nie pamiętałam też, kiedy ją zaczynałam mówić. Ale kiedy już się orientowałam, przerywałam ją, sięgałam po tybetański „różaniec” i odmawiałam zaklęcia od początku. Najgorsze byty noce. Kocie oczy na ścianie – było ich potwornie dużo. Już cała ściana była nimi zapełniona. I ten bezsens życiowy. Byłam tak ogłupiała, że praktycznie samodzielnie już nie myślałam. Ciągle tylko mantrowałam zaklęcia. W tych zaklęciach doszłam już tak daleko, że nie potrzebowałam ściągawki, bo wszystkie dziwne słowa znałam na pamięć niczym „Ojcze nasz”. Pewnej nocy nie mogłam już spać. Czułam się skończona. Nie chciało mi się żyć. Nie myślałam o niczym. Pamiętam tę noc doskonale. Chyba nigdy jej nie zapomnę. Siedziałam na łóżku i gapiłam się w ciemność. Kocie oczy już mnie nie fascynowały. Zresztą było ich tak dużo, że nawet się zlewały. Nie chciało mi się do nich podchodzić i ich dotykać. Nudziły mnie. Nagle usłyszałam, jak moja siostra wchodzi do łazienki. Też nie spała. Jednak zaraz przyszła do mnie do pokoju i powiedziała:
– W łazience jest duży karaluch. Brzydzę się go i boję. Zrobisz coś z tym?
Wiedziałam, że siostra boi się robactwa. I tak nie spałam, więc z pewnym odrętwieniem i tępym umysłem wstałam z łóżka i poszłam do łazienki z myślą, że zabiję karalucha i w końcu położę się spać. Karaluch okazał się wielki. Wzięło mnie obrzydzenie. Ale oprócz wielkości nie zrobił na mnie żadnego wrażenia. Wzięłam kapcia, zamachnęłam się i porządnie go trzepnęłam. Trup na miejscu. Zaraz wzięłam kawałek papieru toaletowego, podniosłam go i spłukałam w ubikacji. Ponownie położyłam się do łóżka z myślą, że może uda mi się usnąć. Niestety, to było tylko moje marzenie. Kręciłam się z boku na bok, przełykając co chwilę ślinę, bo ciągle mi się wydawało, że coś dusi mnie w gardle. Po niedługim czasie moja siostra zdążyła już wyjść z łazienki i ponownie przyszła do mnie do pokoju.
– Śpisz? – zapytała.
– Nie – odwróciłam się do niej, bo usiadła na łóżku.
– 
Mam dla ciebie wiadomość od Jezusa – natychmiast usiadłam. – Wokół ciebie kręci się stado diabłów. Musisz wyrzucić wszystko, co związane jest z magią: książki, karty tarota, talizmany. Wszystko. Jeśli tego nie zrobisz, to ja będę musiała zerwać z tobą wszelkie kontakty, żeby ratować moją rodzinę.
– 
Weź mnie nie strasz!
– Nie straszę cię. Mówię ci tylko, żebyś się zastanowiła, po której chcesz być stronie. Ja ci pomogę pozbyć się tego wszystkiego, ale musisz wybierać. Teraz już idź spać.
Siostra wyszła z pokoju, a ja byłam przerażona. Nic nie rozumiałam. Ale stało się coś dziwnego: Ktoś się o mnie upomniał. Ktoś dobry. Po tej krótkiej rozmowie w końcu usnęłam. Tej nocy nic mnie nie budziło. Mój sen został ukojony. Nic mnie nie dusiło. I co najważniejsze: poczułam się chciana! Nareszcie poczułam, że Ktoś w końcu jest mną zainteresowany, że chce mnie mieć. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to Bóg się o mnie upomniał, że to sam Jezus chce, abym była cała Jego. Ktoś chce mojej miłości, moich uczuć, mojego szczęścia. Z przerażeniem i jednocześnie z błogością i radością w sercu spokojnie zasnęłam. Rano obudziłam się stosunkowo spokojna i nareszcie wyspana. Zapomniałam o swojej firmie, o szkoleniach, o całym tym beznadziejnym NLP. Teraz miałam tylko jedną motywację – pozbyć się wszystkiego, co zagrażało • mojemu życiu. W nocy wydarzyło się coś niesamowitego: została wlana  w moje serce nadzieja, jakiej nikt nigdy nie zdoła opisać, bo nie jest to możliwe. Od tego momentu wiedziałam, że chcę za tym podążać. Chcę mieć tę nadzieję już do końca życia  w moim sercu, w moim umyśle. Dokładnie nie wiedziałam, ile tego świństwa mam  i czego dokładnie mam się pozbyć. Moja siostra wymieniała te okropne rzeczy, a ja szukałam po szafkach i znajdowałam je. Karty tarota, książki o magii, kamienie, talizmany, pierścienie, płyty CD i DVD. Zobaczyłam, ile tego mam, ile na to wydałam pieniędzy. Nie mogłam uwierzyć, jak bardzo zostałam oszukana. Parę tygodni później natrafiłam na fragment z Biblii: I wielu też z tych, co uprawiali magię, poznosiło księgi i paliło je wobec wszystkich. Wartość ich obliczono na pięćdziesiąt tysięcy denarów w srebrze (Dz 19, 19). Jakże prawdziwe było to, co zobaczyłam, kiedy sama poznosiłam swoje księgi i całą resztę piekielnych bzdur. Przez następne pół roku ciągle coś znajdowałam i od razu wyrzucałam do rzeki to, co nie dawało się spalić. Pamiętam, jak niszczyłam karty karota. W ogóle nie chciały się zająć. To był dla mnie jakiś koszmar, wiele czasu musiałam poświęcić, żeby je spalić. Karty wrzucałam do ognia i kiedy myślałam, że wszystko spłonęło, moja siostra patykiem rozgarnęła popiół i pokazała mi, że na dnie karty w ogóle nie zostały naruszone. Nie mogłam w to uwierzyć. Przecież widziałam, jak się paliły, a za chwilę trzymałam je niestrawione przez ogień. Jak to możliwe? Paliłam każdą z osobna. Jedną po drugiej.
– 
Teraz już wiesz, z kim masz do czynienia? – powiedziała moja siostra.
Wiedziałam, ale do końca nie zdawałam sobie sprawy. To, co wyrabiał ze mną Szatan, dopiero miało nadejść. Następnego dnia przygotowałam sobie pudło książek i przez kolejny tydzień paliłam je. Z książkami poszło mi trochę łatwiej. Przynajmniej chciały się palić. Ale gdy płonęły, okropnie piszczały i huczały. Kiedy pozbyłam się wszystkiego, co miałam pod ręką i co poznajdywałam w szafkach, ulżyło mi. Po tej czystce przyszedł moment, kiedy poczułam chęć pójścia do kościoła. Do świątyni, w której zostałam ochrzczona, poszłam pierwszy raz po 11 latach. To był mały kościółek pod wezwaniem Matki Bożej Nieustającej Pomocy. O tak, Matka Boża nieustannie pomagała mi przez całe moje życie, nawet wtedy, kiedy byłam totalnie zagubiona i odeszłam od Boga. Ona pomagała mi także teraz, kiedy jak syn marnotrawny znowu wróciłam na łono Kościoła. Podczas Mszy Świętej bardzo źle się czułam. Ciągle się rozglądałam. Cały czas wydawało mi się, że między ludźmi są jakieś zjawy. Gdzie odwróciłam wzrok, myśląc, że właśnie coś zobaczyłam, za każdym razem to coś znikało. Wydawało mi się, że ktoś bawi się ze mną w kotka i myszkę. Nie mogłam skupić się na modlitwie. Właściwie z tej Mszy nic nie pamiętam oprócz znikających i znów pojawiających się zjaw. Ale był moment pójścia do Komunii. Każdy z bliskich, z którymi byłam na Mszy, poszedł przyjąć Pana Jezusa. Tylko ja nie poszłam. Moja córka płakała i prosiła mnie:
– Mamusiu, dlaczego nie idziesz do Komunii? Idź, no idź!
Nie było mnie na nic innego stać, jak tylko pokiwać jej głową, że nie mogę pójść. Z emocji nie byłam w stanie wydobyć z siebie głosu. Nie wiedziałam, co jej powiedzieć. Połykałam łzy i walczyłam, żeby się nie rozpłakać. Nie wytrzymałam. Rozpłakałam się i zaraz schowałam twarz w ciało mojego dziecka. Wstydziłam się. Było mi bardzo ciężko. Gdyby nie Msza, to pewnie z żalu rozryczałabym się na cały głos. Później, kiedy po Mszy wróciliśmy do domu, dostałam amnezji. Nie pamiętałam, co dalej działo się w tym dniu. Parę dni później znów postanowiłam odwiedzić kościół. Tak po prostu chciałam tam pójść. Wzięłam ze sobą córkę. Spokojnie przeszłam próg kościoła. Było cicho. Tak fajnie cicho. Prawie nikogo nie było oprócz 2 staruszek, które szeptem odmawiały różaniec. Usiadłam na chwilkę. Porozglądałam się. Nawet się nie modliłam. Nie wiedziałam jak. Czułam się, jakbym dopiero poznawała praktyki religijne. Kiedy wstałam z myślą, że wrócę już do domu, bo czas coś zjeść, usłyszałam głos:
– 
Idź do spowiedzi.
Ojej ! Znowu głos w mojej głowie. Czy ja już zwariowałam? Ale ten głos był inny. Przyjemny. Stanowczy. Bardzo przyjazny, ale nalegający. Iście anielski głos. Po latach wspominam go i wiem, że to byt mój Anioł Stróż. On jeszcze nieraz pomógł mi na drodze mojego nawrócenia. Prędko wróciłam do domu i jeszcze w drzwiach oznajmiłam mojej siostrze:
– 
Muszę iść do spowiedzi.
– 
Dobra, później zadzwonię do księdza i cię umówię.
– 
Nie, nie później! Teraz!
Moja siostra gdzieś wychodziła i nie potraktowała tej sprawy priorytetowo.
– 
Zrób to teraz! – powtórzyłam i wyczekiwałam. Widziała we mnie determinację. Wyciągnęła swoją komórkę. Wysłała SMS-a i zanim ubrała się do wyjścia, dostała odpowiedź.
– Masz być jutro na Karmelu o godzinie 15.00. Cały sztab ludzi z mojego kręgu Domowego Kościoła będzie się za ciebie modlić, żebyś dojechała na miejsce.

PIERWSZE SPOTKANIE Z EGZORCYSTĄ

Następnego dnia bez problemu dojechałam do egzorcysty. Weszłam na furtę, podniosłam słuchawkę i wykręciłam numer, który siostra zapisała mi na kartce. Numer był dwucyfrowy, ale w ogóle nie mogłam go zapamiętać, dlatego wzięłam ze sobą kartkę. Wcześniej siostra powiedziała mi, gdzie jest furta. Nie miałam problemów ze znalezieniem jej.
Po 2 sygnałach odebrał męski głos:
– 
Słucham?
– – Mówi Magda, byłam z ojcem umówiona na godzinę 15.00.
– 
Wejdź przez kościół. Przejdź koło obrazu Jezusa Miłosiernego.
Pod wpływem tych słów wstąpiła we mnie wściekłość….

Nadesłała: Autorka – Magdalena Szczecina
– katoliczka, szczęśliwa żona, mama dwójki dzieci, związana ze wspólnotą III Zakonu Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel w Przemyślu. Zaangażowana w działania pro-life. Życiowe motto: „Szkaplerz noś, na różańcu proś” – kliknij

Ten wpis został opublikowany w kategorii Zagrożenia duchowe i oznaczony tagami , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

25 odpowiedzi na „Świadectwo Czytelniczki Magdaleny opisane w książce „Jak weszłam w NLP, hipnozę, coaching”.

  1. wobroniewiary pisze:

    21 listopada: 17-ty dzień z 33-dniowego okresu ćwiczeń duchowych do Aktu Ofiarowania się Jezusowi Chrystusowi przez Maryję

    17-ty dzień z 33-dniowego okresu ćwiczeń duchowych do Aktu Ofiarowania się Jezusowi Chrystusowi przez Maryję

  2. wobroniewiary pisze:

    Módlmy się za siebie nawzajem, przyzywając opieki św. Michała Archanioła

    Święty Michale Archaniele wspomagaj nas w walce a przeciw niegodziwości
    i zasadzkom złego ducha bądź naszą obroną. Oby go Bóg pogromić raczył, pokornie o to prosimy, a Ty wodzu zastępów anielskich, szatana i inne duchy złe, które na zgubę dusz ludzkich po tym świecie krążą, mocą Bożą strąć do piekła Amen!
    Święty Michale Archaniele, który w brzasku swego istnienia wybrałeś Boga i całkowicie oddałeś się spełnianiu Jego świętej woli. Wstaw się za mną do Stwórcy, abym dzisiaj, za Twoim przykładem, na początku nowego dnia, otwierając się na działanie Ducha Świętego, w każdej chwili dawał się Bogu, wypełniając z miłością Jego świętą wolę. Niech razem z Tobą wołam bez ustanku: Któż jak Bóg! Przez Chrystusa Pana naszego. Amen

    • tu MariaPietrzak pisze:

      Matka Boże stale przypomina , żeśmy wszyscy braćmi i rodziną . Jezus szczególnie pragnie tej serdeczności w nas i poprzez nas . Włączmy do modlitwy Różańcowej litanie do Dzieciątka Jezus z Pism 💦Alicji Lenczewskiej , treścią z Nieba . I prośmy , by istotnie Dziecię Jezus nam się objawilo w sercach dotad w ciemności , które widać , jak bardzo spragnione są tych Światłości !
      Szukają fajerwerków , szczęśliwej Gwiazdy , niech ją mają !
      Dla Boga nic niemożliwego , gdy Go proszą i szukają !
      Z Narodzenia Pana dzień dziś wesoły !

      • MariaPietrzak pisze:

        N. 19.XII.99.
        Maryjo, Mamo moja, naucz mnie modlić się do dzieciątka Jezus.
        Jezu, poczęty w łonie Dziewicy, naucz mnie przyjmować każdą wolę Boga; pomóż mi
        modlić się do Ciebie, ucz mnie prawdziwego dziecięctwa Bożego.
        Litania do Dzieciątka Jezus
        Kyrie eleison, Chryste eleison, Kyrie eleison.
        Chryste usłysz nas, Chryste wysłuchaj nas.
        Ojcze z nieba, Boże – zmiłuj się nad nami
        Synu Odkupicielu świata, Boże – zmiłuj się nad nami.
        Duchu Święty, Boże – zmiłuj się nad nami.
        Święta Trójco, jedyny Boże – zmiłuj się nad nami.
        Jezu, poczęty z woli Ojca Niebieskiego w łonie ubogiej i prostej Dziewczyny z Nazaretu –
        Maryi Dziewicy – pomóż nam!
        Jezu, znoszący w łonie Matki trudy podróży do domu Elżbiety i do Betlejem – pomóż
        nam!
        Alicja Lenczewska
        100
        Jezu bezdomny, dla którego narodzin zabrakło miejsca w domach ludzkich – pomóż nam!
        Jezu narodzony poza murami miasta w pomieszczeniu dla zwierząt – pomóż nam!
        Jezu, znoszący zimno i biedę – pomóż nam!
        Jezu, bezbronny, zdany na wolę ludzi – pomóż nam!
        Jezu, uczczony i obdarowany przez najbardziej biednych i pogardzanych ludzi w Twym
        narodzie – pomóż nam!
        Jezu, rozpoznany w Twym majestacie Boskim przez cudzoziemców przybyłych z obcych
        krajów – pomóż nam!
        Jezu, skazany na zagładę przez rządzących Twoją ojczyzną – pomóż nam!
        Jezu, przyjmujący tułaczy los uchodźcy – pomóż nam!
        Jezu, przeżywający wraz z Maryją i Józefem troskę o znalezienie pracy i dachu nad głową – pomóż nam!
        Jezu, znoszący upokorzenia i niepewność jutra na emigracji – pomóż nam!
        Jezu, dzielący trudy powrotu do opuszczonego przed laty domu Rodziców w Nazarecie – pomóż nam!
        Jezu, pielgrzymujący pieszo do Świątyni Jerozolimskiej – pouczaj nas.
        Jezu, pouczający ludzi wykształconych i piastujących wysokie stanowiska w kraju – pouczaj nas.
        Jezu, poddany woli Rodziców – pouczaj nas.
        Jezu, kochający i szanujący Swoich Rodziców – pouczaj nas.
        Jezu, posłuszny i pracowity – pouczaj nas.
        Jezu, pomagający Rodzicom i pocieszający ich – pouczaj nas.
        Jezu, utrudzony codzienną pracą domu i w warsztacie – pouczaj nas.
        Jezu, ubogi i współcierpiący z biednymi – pouczaj nas.
        Jezu uczynny i życzliwy wobec ludzi – pouczaj nas.
        Jezu delikatny i uprzejmy wobec każdego – pouczaj nas.
        Jezu uśmiechnięty i radosny mimo trudów życia codziennego – pouczaj nas.
        Jezu okazujący dobroć i miłość każdemu człowiekowi – pouczaj nas.
        Jezu, przyjmujący z wdzięcznością pomoc i dary od ludzi – pouczaj nas.
        Jezu, kochający Swą ziemską ojczyznę i dom rodzinny – pouczaj nas.
        Jezu pobożny i kochający Ojca Niebieskiego – prowadź nas.
        Jezu, rozmodlony i oddany Ojcu Niebieskiemu – prowadź nas.
        Jezu ufający miłości Ojca Niebieskiego w każdej sytuacji – prowadź nas.
        Jezu, którego Ofiara za nasze wyzwolenie z grzechu wypełnia się od Twojego poczęcia aż do śmierci na Krzyżu i nadal trwa w Eucharystii – ocal nas.
        Jezu cichy i pokornego Serca – uczyń serca nasze według Serca Twego!
        Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata – przepuść nam Panie.
        Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata – wysłuchaj nas, Panie.
        Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata – zmiłuj się nad nami.
        Módlmy się:
        Najukochańszy nasz Panie Jezu Chryste, który stawszy się dla nas Dziecięciem, wybrałeś, jako miejsce narodzenia Swego grotę, aby uwolnić nas od ciemności grzechu, aby nas do Siebie przyciągnąć i zapalić Swoją świętą miłością.
        Wielbimy Cię, jako naszego Stwórcę i Odkupiciela, uznajemy Cię naszym Królem i Panem, pragniemy abyś nami władał i rządził, niosąc Ci w ofierze wszystkie uczucia naszych biednych serc. Najdroższy Jezu, Panie i Boże nasz, racz przyjąć tą naszą modlitwę i niech ona będzie miła Twemu Sercu.
        Przebacz nam miłosiernie wszystkie nasze winy, oświeć nas i zapal nas tym świętym ogniem, który przyniosłeś ze Sobą na świat, aby go zapalić w sercach naszych.
        Dusze nasze niech staną się ołtarzami, na których składać będziemy ofiary naszych
        umartwień.
        Spraw, o Jezu, aby dusze nasze szukały tutaj na ziemi Twojej, coraz to większej chwały,
        a potem, aby mogły weselić się wieczną Twoją Pięknością w Niebie.
        Amen!

  3. wobroniewiary pisze:

    Prawie każdy z nas ma w rodzinie czy wśród znajomych, przyjaciół kogoś zniewolonego, uwikłanego.
    Ten ważny fragment mówi o sakramentaliach (woda, sól, olej egzo) Mimo różnej krytyki różnych środowisk na sakramentalia – nie bójmy się ich stosować. Zdrowemu duchowo nie zaszkodzą a choremu duchowo bardzo pomogą karmiąc złego solą czy woda czy tez olejem egzorcyzmowanym!

    „Moja siostra doskonale wiedziała, w co się wpakowałam. Modliła się za mnie. Poszła nawet do egzorcysty poprosić go o radę. Ten dał jej sól egzorcyzmowaną, którą dosypała do solniczek w domu, a także rozsypała wokół komputera. Prawdopodobnie tak bardzo wrzeszczałam i przeklinałam, żeby jak najszybciej usunąć tę sól, że moja siostra ze strachu zamknęła się w pokoju. I jeszcze polizałam egzorcyzmowaną sól! Uspokoiłam się dopiero wtedy, jak już wszystko posprzątałam. Byłam zupełnie nieświadoma tego, że codziennie używałam soli egzorcyzmowanej. Przecież soliłam kanapki, zupę… Po prostu używałam jej w kuchni na co dzień. A więc dlatego tak bardzo źle się czułam, bo karmiłam diabła solą egzorcyzmowaną!”

    Ps. Znana mi osoba posypała solą egzorcyzmowaną wycieraczkę sąsiadki, która zarabiała i to niezłą kasę przyjmując klientów na seanse tarotowe. Co gorsza, w pewnym momencie zbałamuciła nastoletnią córkę tej osoby, która zaszła do córki tamtej tarocistki po lekcje a sama wylądowała na seansie, co skończyło się wizyty u księdza egzorcysty na modlitwie uwolnienia.
    I jaki efekt zastosowania soli? Ano taki, że klienci przestali przychodzić do niej 😉

    • krystyna pisze:

      Mam znajomą prawniczkę która twierdzi że nosi zawsze przy sobie sól egzorcyzmowaną ,a jak zapowiada się ciężka rozprawa to rozsypuje na sali i mówi ze widzi jak oczyszcza to atmosferę…..(Ciekawe historie opowiadała jak np miała odebrać dziecko dla matki,a po rozmowie ojciec sam odwiózł to dziecko…)
      Ja sama niejednokrotnie sól i wodę stosowałam w pracy gdzie prawie sami niewierzący byli i obserwowałam ciekawe zachowania tych ludzi(np nie chcieli wejść do pomieszczenia,uspokojali się itd) jak męczyłam się z wykonaniem jakiejś rzeczy , po użyciu wody nie było już problemu,albo zaczynały się pomyłki reklamacje to też woda święcona oczywiście z modlitwą pomagała…..

    • wobroniewiary pisze:

      21 listopada – Wspomnienie Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny

      ROZWAŻANIA DO CZYTAŃ
      Dziś Kościół wspomina całkowite oddanie się Najświętszej Maryi Panny na własność Bogu. Ożywiona Duchem Świętym, staje się pełna łaski. Całym swoim życiem wyznaje wiarę w Boga, który „nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych”. Ona sama staje się Matką wszystkich żyjących, rodząc naszego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa. Nie obawiajmy się ofiarować Bogu na własność naszego życia. W ten właśnie sposób „wszyscy dla Niego żyją”.
      ks. Jakub Szcześniak, „Oremus” listopad 1998, s. 93

      W dawnych czasach istniał wśród Żydów zwyczaj religijny, polegający na tym, że dzieci – nawet jeszcze nie narodzone – ofiarowywano służbie Bożej. Dziecko, zanim ukończyło piąty rok życia, zabierano do świątyni w Jerozolimie i oddawano kapłanowi, który ofiarowywał je Panu. Zdarzało się czasem, że dziecko pozostawało dłużej w świątyni, wychowywało się, uczyło służby dla sanktuarium, pomagało wykonywać szaty liturgiczne i asystowało podczas nabożeństw.
      Święta Anna, matka Maryi, przez wiele lat była bezdzietna. Mimo to nie utraciła wiary i ciągle prosiła Boga o dziecko. Złożyła obietnicę, że jeśli urodzi dziecko, odda je na służbę Bogu. Tak zrobiła, choć po tylu latach oczekiwania na upragnione potomstwo musiało to być wielkie poświęcenie z jej strony. Ewangelie nie mówią dokładnie, kiedy miało miejsce ofiarowanie Maryi, ale na pewno na początku Jej życia, prawdopodobnie, gdy Maryja miała trzy lata. Wtedy to Jej rodzice, św. Joachim i św. Anna, przedstawili Bogu przyszłą Królową Świata. Oddali Ją wówczas kapłanowi Zachariaszowi, który kilkanaście lat później stał się ojcem św. Jana Chrzciciela. Według niektórych autorów Maryja pozostała w świątyni około 12 lat. Zdarzenie to wspominamy właśnie w dniu dzisiejszym. Informacje o nim pochodzą z pism apokryficznych, nie przyjętych do kanonu Pisma świętego.
      W Protoewangelii Jakuba, napisanej ok. 140 r. po narodzeniu Jezusa, czytamy, że rodzicami Maryi był św. Joachim i św. Anna i że stali się jej rodzicami w bardzo późnym wieku. Dlatego przed swoją śmiercią oddali Maryję na wychowanie i naukę do świątyni, gdy Maryja miała zaledwie trzy lata. Opis ten powtarza apokryf z VI w. – Księga Narodzin Błogosławionej Maryi i Dziecięctwa Zbawiciela, a także pochodzący z tego samego czasu inny apokryf, Ewangelia Narodzenia Maryi.
      W Kościołach wschodnich panuje zgodne przekonanie, że Maryja faktycznie była ofiarowana w świątyni. Potwierdzają to bardzo liczne wypowiedzi wschodnich pisarzy kościelnych. Oprócz powagi apokryfów, na których się oparli, o ustanowieniu święta Ofiarowania Maryi w świątyni zadecydował zapewne w niemałej mierze również paralelizm świąt Maryi i Jezusa. Skoro obchodzimy uroczyście Poczęcie Jezusa (25 III) i Poczęcie Maryi (8 XII), Narodzenie Jezusa (25 XII) i Narodzenie Maryi (8 IX), Wniebowstąpienie Jezusa i Wniebowzięcie Maryi (15 VIII), to naturalne wydaje się obchodzenie obok święta ofiarowania Chrystusa (2 II) także święta ofiarowania Jego Matki.
      Dla uczczenia tej tajemnicy obchodzono osobne święto najpierw w Jerozolimie (prawdopodobnie już w VI w., kiedy to poświęcono w Jerozolimie kościół pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny), potem od VIII w. na całym Wschodzie. W 1372 r. wprowadził je w Awinionie Grzegorz XI, a w 1585 r. Sykstus V rozszerzył je na cały Kościół.

      21 listopada – Wspomnienie Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny

  4. wobroniewiary pisze:

    Ks. dr Włodzimierz Cyran – Magia w modlitwie

  5. Piotr pisze:

    Witam trochę inny temat.
    Proszę zobaczyć najnowszą reklamę ALLEGRO…. https://www.youtube.com/watch?v=kXjt5nEOv5I
    Niby piękne przesłanie w reklamie jednak głównym przesłaniem jest okultyzm. Może warto o tym napisać?
    Wszedłem z ciekawości w historię filmów allegro i tam już jawny satanizm https://www.youtube.com/watch?v=rg0bKsmxZLQ

  6. xx pisze:

    Czym jest „ZAWIESZONA KAWA”?
    Pozwólcie, że przedstawię cały pomysł w oparciu o krótką historię, która wydarzyła się na prawdę 🙂
    „Wszedłem do małej kawiarni z kolegą, każdy z nas zamówił dla siebie kawę. Gdy siadaliśmy przy stoliku, dwóch ludzi podeszło do bufetu: – „Pięć kaw, dziękuję, trzy dla nas, a dwie zawieszone”. Płacą, biorą swoje trzy filiżanki i wychodzą. Pytam kolegi: – „Co to są zawieszone kawy”? On odpowiada: – „Poczekaj, zobaczysz”.
    Jeszcze kilka osób weszło do kawiarni. Dwie kobiety zamówiły kawę, zapłaciły i wyszły. Następne zamówienie to siedem kaw dla trzech adwokatów: – „Trzy dla nas i cztery zawieszone”. Rozważając co takiego zawieszone kawy, podziwiam piękny widok w słonecznej pogodzie. Nagle otwierają się drzwi. Mężczyzna w zniszczonym ubraniu wyglądający jak żebrak, podchodzi do kelnerki i pyta uprzejmie: – „Czy masz może zawieszoną kawę”?
    To proste – ludzie płacą z góry za kawę przeznaczoną dla tych, którzy nie mogą sobie pozwolić na kupienie gorącego napoju.
    Tradycja zawieszonej (suspended) kawy powstała w Neapolu i rozprzestrzeniła się po całym świecie. W niektórych miejscach, oprócz zawieszonej kawy, można zamówić kanapki, a nawet pełen posiłek”.
    Udostępniać dalej i dzielić się tą fantastyczną akcją! 🙂

  7. Ewa pisze:

    Moralność pana Darka (21.11.2017)
    Dedykuję nieuczciwym handlarzom dewocjonaliów z okolic Opola – Częstochowy 🙂

    Ja to najlepiej zarabiałem, jak parę lat przez weekendy handlowałem.
    – A czym? – zainteresował się znajomy.
    – Dewocjonaliami różnymi. Obrazy święte, zegarki, różańce. Czterech nas było – braliśmy towar i jechaliśmy do jakiejś wsi. Każdy miał rejon i do domów chodził. Chłopie! Jak się na tym zarabiało! Przebicie było 300 -400 procent. Jak taki święty obraz w hurtowni kosztował dwadzieścia złotych, to wołaliśmy za niego stówę, a potem łaskawie spuszczaliśmy na 80. Bo tak nawijać trzeba, żeby klient był przekonany, że mu łaskę robisz, jak coś sprzedajesz, a nie odwrotnie. Kiedyś hece były, bo kupiliśmy popsute zegary z „Maryjką” po parę złotych. Figurka była oświetlona, piękna rzecz. A jak ludzie pytali, czemu zegar nie chodzi, to się mówiło, że bateryjki nie ma, trza założyć i spokój był. Ale pecha mieliśmy, bo jedna baba powiedziała, że ona ma bateryjki. Założyła przy nas, a zegar nic…Na szczęście jej wmówiłem, że tam jakiś akumulatorek jest i musi się naładować. Uwierzyła, ale już musieliśmy uważać, żeby w okolicę nie wracać, bo by nam nogi z d… powyrywali – opowiada pan Darek.
    – Najlepiej to się zarabiało na Podhalu. Taka wieś była, Podczerwone chyba, gdzie jeden dom zamieszkały, a dwa obok puste, bo właściciele w Ameryce siedzą. Ale akurat sporo ich przyjechało i brali wszystko jak leciało. Po żonę musiałem dzwonić, żeby towaru dowiozła. Problem był tylko z obrazkami, bo się bali, że im się szkło potłucze. No tośmy szybki wyjmowali. I różańce też szły jak woda, zwłaszcza te pachnące. Wmawialiśmy, że to robione z różanego drzewa, co w ogrodach watykańskich rośnie, a to przecież ze zwykłego, tylko się je olejkiem zlewa, żeby pachniało. Jak się pudełko z nimi otworzy, to aż nos urywa. No ale te naiwniaki kupowały i jeszcze się dziwiły, że tak tanio. Jeden ode mnie towaru furę nakupił, to mu mówię, że różaniec gratis, a on mi na to, że takiego cennego prezentu wziąć nie może, bo biedny nie jest i go stać. Mówię ci, chłopie – fajnie było… W jeden weekend tyle zarabiałem, co moja matka przez miesiąc nie uciułała – zachwycał się pan Dariusz.
    – To czemu już nie handlujesz? – chciał wiedzieć znajomy.
    – A, bo ktoś na nas na policję doniósł i trzeba było interes zwijać. A przecież my nikogo nie okradali. Nikomu z domu nic nie zginęło – mówi rozżalony ludzką niesprawiedliwością.

  8. Agnieszka pisze:

    Uczęszczając na studia językowe mialam kurs pedagogiczny i czytając fragment książki pani Magdaleny przypomniało mi sie ze uczono nas różnych metod nauczania i jedna z nich nazywała sie neurolinguistic programming czyli nic innego jak wspomniane neurolingwistyczne programowanie i inne dziwne metody. I jedyne co zapamiętałam z tego okresu to właśnie to ze będąc calkiem niezłą studentka nie zaliczyłam teorii za pierwszym razem a nauka do poprawki byla dla mnie prawdziwą udręką. Uczenie na pamięć nie stanowiło problemu ale gdy zabierałam sie za kserowki z NLP zupełnie nic a nic mi nie wchodziło do glowy, zdołałam wykuć zaledwie pare linijek by zaliczyć chociaż na slabe 3… Nie pamiętam by mnie to jakos szczególnie fascynowalo… Jak widac NLO potrafi byc obecne w kazdej dziedzinie zycia nawet w nauczaniu maluchów j.angielskiego….

  9. eska pisze:

    oryginalną rozrywkę. Stacja postanowiła zrealizować polską wersję brytyjskiego show „You’re Back in the Room”, w którym uczestnicy wykonują zadania, będąc w stanie hipnozy. Widzowie program zobaczą w przyszłym roku.

    – Po raz pierwszy w Polsce szykujemy program rozrywkowy, w którym uczestnicy w stanie hipnozy będą się bawili – zapowiedział na antenie TVN Wojciech Iwański, producent nowego programu, wcześniej odpowiedzialny za takie hity stacji jak „Mam talent!” czy „Taniec z Gwiazdami”.

    W każdym odcinku nowego programu zahipnotyzowani ludzie stworzą drużynę. W tym stanie będą musieli wykonać 4-5 różnych zdań, grając o pieniądze. Show ma być realizowany z dużym rozmachem.

    W stan hipnozy uczestników widowiska wprowadzi hipnotyzer sceniczny Artur Makieła. Przekonuje on, że hipnoza jest bardzo zdrowym, przyjemnym i zarazem bezpiecznym stanem. – Nikt nie zrealizuje sugestii (hipnotyzera – przyp.), która przekracza jego system wartości – powiedział Makieła w TVN.

    https://businessinsider.com.pl/media/tv-radio/hipnoza-w-programie-tvn/4p4xw95

    I jest kolejny temat do omodlenia… 😦

    • eska pisze:

      Nie skopiował mi się początek pierwszego zdania:

      Telewizja TVN cały czas szuka nowych pomysłów na bardziej oryginalną rozrywkę. …

  10. m-gosia pisze:

    W dniu urodzin obfitości łask Bożych dla pana Leszka .

  11. Od pani Ani Kozikowskiej:
    KOLEJNE 33 DNI „JEDYNEMU BOGU PRZEZ NIEPOKALANĄ MARYJĘ”

    Kolejne takie 33 dniowe przygotowania w Sanktuarium Matki Bożej Nauczycielki Młodzieży na warszawskich Siekierkach rozpoczniemy 10 kwietnia, by uroczyście złożyć:
    Akt Ofiarowania siebie Bogu przez Maryję w dniu 13 maja 2018r. Mamy nadzieję, że Sanktuarium Matki Bożej na Siekierkach stało się również dla Was szczególnym miejscem spotkań z Maryją. Osoby, które chciałyby z nami odbyć lub ponowić takie rekolekcje zapraszamy, aby zgłosiły się: tel.609 146 445 lub 609 031 969, ewentualnie drogą mailową: oddani.Maryi@gmail.com. Prosimy, przekażcie tę informację osobom, które wskaże Wam lub przyśle do Was Niepokalana 🙂

  12. Teodora pisze:

    Wreszcie informacja, że „coaching” może być zagrożeniem i pochodzi od złego!
    Od dawna ta cała gałąź wydawała mi się zwodnicza – niby motywujemy ludzi, podnosimy ich wiarę w siebie, kwalifikację… w rzeczywistości jest to mącenie w głowach i „nabijanie kabzy” kołczom, trenerom, który biorą ogromne pieniądze za swoje szkolenia, książki.

    Do czego oni „motywują”? Co wbijają do głowy? Że najważniejsze w życiu jest, aby zarabiać pieniądze, mieć, rozwijać się, NIEUSTANNIE, mieć, więcej, bardziej luksusowo, więcej od innym – na tym ma się budować wartość człowieka!
    Dla takiego „kołcza” kobieta, która decyduje się porzucić karierę zawodową dla dzieci i rodziny (bo ma takie powołanie) jest NIKIM! Człowiek, który czuje harmonię mieszkając w skromnym domku na łonie natury jest NIKIM. Liczą się pieniądze, wygląd i zwodniczy „rozwój i podnoszenie kwalifikacji”, które dochodzą do takiego stopnia, że odciągają ludzi od wszystkiego innego: wiary, spokoju, rodziny (bo nie ma czasu, bo to przestaje być interesujące). To kolejny podstęp, by ludzi odciągąć od świata, rodziny, wiary i ŻYCIA.

    Zobaczcie, co się porobiło: młodzi ludzie od liceum (a czasem i od podstawówki) zaczynają pracować. Brzmi z pozoru dobrze, popracują, będą mieli kieszonkowe, to dobra nauka. Owszem, ale o ile zachowamy rozwagę. A teraz grono ludzi żyje pomiędzy nauką, pracą, dodatkową nauką, doszlaniem się, dorabianiem, uczeniem, podnoszeniem kwalifikacji. Szkoła-studia-po studiach-w pracy. Masz pracować i ZARABIAĆ, im wcześniej tym lepiej, ciśnąć, uczyć się. Dwa kierunki, jak możesz to trzy, do tego weź jakiś dodatkowy kurs, języka, siłownia, drugi język, szkolenie, weź dodatkową pracę, masz dwa wieczory w tygodniu wolne, pracuj, podnośc kwalifikacje…

    Efektem tego jest, że młodzi ludzie nie mają czasu na życie. Nie mają czasu na odpoczynek, na tworzenie relacji, nie mają jak spędzać czasu z najbliższymi, przyjaciółmi. Nie mają czasu podziwiać świat, kontemplować geniusz stworzenia. O religii i praktykowaniu wiary nie ma co mówić.
    Praca jest dobra i potrzebna, rozwój jest dobry, ale we wszystkim trzeba zachować HARMONIĘ.
    „Kołczowie” powiedzą, że to jest złe, bo każdą chwilę trzeba spożytkować na rozwój.
    W korporacji cieszą się, jak zaoszczędzą kilka sekund na jakiejś czynności i mogą ją przeznaczyć na inną (zwiększyć efektywność).

    A co jeszcze mówią kołczowie? Pośrednio zaprzeczają istnieniu Boga i wpajają to ludziom. Koleżanka usłyszała na szkoleniu (O ZGROZO – na które została OBOWIĄZKOWO wysłana w pracy biurowej!): „Ludzie są nieudacznikami, dlatego tłumaczą sobie swoje niepowodzenia istnieniem jakiejś wyższej siły, Boga czy coś. Bo są przegrani, nie radzą sobie z rzeczywistością. Są słabi. Jak chcesz mieć miejsce parkingowe na zatłoczonym parkingu przez marketem i jadąc tam sobie powiesz ŻE TO MIEJSCE DLA CIEBIE BĘDZIE to ono BĘDZIE. U mnie tak jest…”

    Przecież to są brednie… ale ludzie tego nie widzą. Wierzą w te energie wszechświata, do tego jeszcze dochodzi cała vege-ideologia (tak, weganizm to nie tylko rodzaj diety, to cała antychrześcijańska ideologia, kto miał do czynienia z zapalonymi weganami ten wie – ja takich mam niestety w rodzinie).

    A o tym co gadają kołczowie to można sobie zobaczyć oglądając na YouTubie „Kołcza Majka” (przy czym ostrzegam przed używanym tam słownictwem). Nie chcę mu robić reklamy, ale czasami dopiero jak zobaczymy co to to jest, to oczy się otwierają na zagrożenie. Niestety nie wszystkim.

    Bóg zapłać za Waszego bloga.

  13. Gosia pisze:

    Książke zamòwiłam
    dziekuję za polecenie, a pani Twodorze za info odnośnie coachingu nigdy tak na to nie patrzyłam

Dodaj komentarz