O nas

Nasza strona – katolików wiernych Bogu i posłusznych Stolicy Apostolskiej – powstała w odpowiedzi na wiadomość o ogłoszeniu przez Benedykta XVI roku 2012 ROKIEM WIARY.
Ponieważ Pan Jezus z bólem postawił pytanie retoryczne: „Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (Łk 18,8), na naszej stronie chcemy Mu odpowiedzieć z radością:
– wierzymy w miłość Twojego Ojca, z którym nas pojednałeś, na którego prawicy zasiadasz i orędujesz za nami, do którego prowadzisz nas przez ziemię,
– wierzymy w Ciebie i we wszystko czego nauczałeś,
– wierzymy w Twoje bliskie powtórne przyjście, wierzymy (za św. Janem Pawłem II) w Nową Pięćdziesiątnicę i Wiosnę Kościoła,
– wierzymy głęboko i chcielibyśmy, by WSZYSCY UWIERZYLI i by cała ziemia złączyła się z niebem w uwielbianiu Ciebie i okazywaniu Tobie miłości,
– wiarę swoją pragniemy pogłębiać, czerpiąc mądrość z Niepokalanego Serca Maryi, Twojej Matki i Oblubienicy Ducha Świętego.
Błogosław nam Panie Jezu w tym dziele, błogosław wszystkim duchowo z nami złączonym i wszystkim czytelnikom, daj nam do pomocy swoich Aniołów i Świętych, by ta strona przyniosła Tobie jak największą chwałę, a nam wolność od pułapek szatana i prawdziwy pożytek duchowy. Amen

Działamy razem, nawet mamy wspólnego Anioła Stroża 😉

Jako katolicy świeccy chcemy pielęgnować chrześcijańskie wartości oraz tradycję w oparciu o doktrynę Świętego Kościoła Katolickiego. Chcemy także promować tradycję narodu polskiego, chronić kulturalnej spuścizny cywilizacji chrześcijańskiej, a także bronić wartości chrześcijańskich oraz zasad moralnych w życiu społecznym i kulturalnym. Cały nasz wkład w prowadzenie tej strony zawierzamy Matce Bożej Zwycięskiej dla przyspieszenia Tryumfu Jej Niepokalanego Serca w Kościele, w świecie i naszej ojczyźnie, abyśmy pogłębiali naszą świadomość wypełnienia Ślubów Jasnogórskich, by Polska była rzeczywistym królestwem Maryi i Jej Syna, poddana całkowicie pod panowanie Maryi-Królowej, w życiu naszym osobistym, rodzinnym, narodowym i społecznym. Wszystko dla JEZUSA I MARYI!!!

Triumf Niepokalanego Serca Maryi i Intronizacja Chrystusa na króla Polski!

Na naszych stronach znajdziecie Państwo codzienne czytania liturgiczne, jak również rozważania zaczerpnięte z pism Doktorów i Wielkich Mistyków Kościoła. W przypadku publikowania opisów zjawisk o charakterze nadprzyrodzonym bądź współczesnych orędzi nie zamierzamy uprzedzać osądu kościelnego, kierując się dekretem Pawła VI z 15 listopada 1966 r. znoszące kanony 1399 i 2318 w obowiązującym dotychczas prawie kanonicznym, i tym samym zezwalające na drukowanie i publikację nowych pism i książek dotyczących prywatnych objawień, wizji, proroctw, cudów bez imprimatur władz kościelnych i po rozpoznaniu czy dana osoba ma kierownictwo duchowe, bądź stałego spowiednika.

„Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą (…)” Mt 16:18

Słuchamy i zachęcamy do słuchania Radia MaryjaRadia Jasna Góra, Radia Opoka Fm, oglądania TV TRWAM.

118 odpowiedzi na „O nas

  1. benka pisze:

    Myślę , że można wprowadzić ,na stronie dział ,poświęcony Kapłańskiemu Ruchowi Maryjnemu.
    Tak myślę , czy dobrze , pozostawiam to do oceny.
    Z Bogiem

  2. Adam pisze:

    Jestem z wami na 100%
    Brawo,chwala Panu!

  3. wobroniewiary pisze:

    Odpoczynek,modlitwa i pożegnanie z Królową Polskiego Morza. Swarzewo – „północna Częstochowa”

    Podpowiemy, że szum morza można wykorzystać jako podkład do odmawiania Różańca Świętego a na zakończenie filmiku jest pokazane zasłonięcie obrazu Matki Bożej Swarzewskiej  oraz piękna pieśń „Miriam

  4. qwerty pisze:

    Mam na imię Krzysztof, poznajecie je tylko dlatego że już ostatni raz tu jestem, i ostatni raz tu piszę. Myślę że nic nie będziecie mieć nic przeciwko…

    Kiedy tu przybyłem, to byłem inny, ale coś zrozumiałem. Dzięki wam nie zapadłem się w swoim mroku, który mnie ogarniał. Skierowaliście mnie na właściwe tory, na których będę podążał przez życie. To że słowa mają niesamowitą moc, przekonałem się na własnej skórze, i poczułem dobro Jezusa, naszego Pana. Dlaczego odchodzę? Mam dużo pracy nad sobą, i muszę wiele pozmieniać w swoim życiu. Nie jestem sam z tym wyzwaniem, bo mam swojego Anioła Stróża, który mi pomoże.

    Nie wiem jak mam wam dziękować, za to… Bo przecież uratowaliście mnie przed największym błędem swojego życia, i nawet nie chce myśleć co by się ze mną stało. Jesteście moimi przyjaciółmi, i braćmi, siostrami. Jesteśmy rodziną, i szanujcie się razem. Bo musimy się miłować, przecież tak nas uczy Jezus. Bierzmy z niego przykład, i wcielajmy w życie.

    Co mi tu pozostaje? Powodzenia wam życzę, i pewnie spotkamy się w niebie, u Jezusa. Ciekawe czy będziemy z nim osobiście rozmawiać, nie mogę się doczekać. Ale żeby dojść tam, muszę tu nad sobą popracować, bo to jest sensem życia. Nasza próba, i jak wyjdziemy z niej to zalerzy od nas. Pozdrawiam serdecznie. 🙂

    Jezus jest Panem!

    • Wojtek pisze:

      Dlaczego odchodzisz, ja pracuję cały czas nad sobą i wciąż uczę się od innych którzy tu piszą. Nie warto porzucać pomocy, uwierz że szatan jeszcze nie raz cię zwiedzie, nasza wspólnota bo jej członkiem już się czuję ci pomorze. Wybór należy do ciebie, ale tak już ode mnie pamiętaj że jeśli będzie coś źle czy zechcesz żeby się ktoś za ciebie pomodlił tu na WOWiT zawsze znajdziesz naszą pomoc. Powodzenia więc w drodze i wiem że na pewno się spotkamy może jeszcze tu na ziemi.

      Niech ci Chrystus ofiaruje wszelkie łaski. Powodzenia 😥

      Chrystus jest Panem!

      • Wojtek pisze:

        A tak w ogóle to SPOWIEDŹ jest najwspanialszą pomocą w walce z szatanem i innymi złymi duchami, więc swoją przemianę powinieneś rozpocząć właśnie od tego sakramentu o ile już z niego nie skorzystałeś 🙂

        Uwierz SPOWIEDŹ najszczersza jak tylko potrafisz i zawsze kiedy upadasz idź do konfesjonału to ci pomoże i ufaj Panu.

    • Maggie pisze:

      Drogi bracie, zyj w Bogu, z Bogiem i dla Boga. Wiele czasu na Internecie to okradanie siebie z czasu, ktory dal nam Pan.

      Ostatnio wiecej siedze, (po pare razy w ciagu dnia tu zagladam) bo jestem po wypadku, ale tez wyrzucam sobie, takie marnotrawstwo. „Przypadki” chodza po ludziach i nie sa jednak przypadkowe. Trafilam na WOWIT, ktory stal sie jakby moja Rodzina.

      Ile razy zechcesz czy potrzebujesz, mozesz zwrocic sie tutaj, bo jest nas wielu dazacych ku temu samemu, a razem to latwiej. Kazde z nas ma rozne doswiadczenia – swoje nazwalam plecakiem, bo w porownaniu do Krzyza Jezusowego … to tylko plecak.
      Niech Matka Boza Nieustajacej Pomocy ma w Swej pieczy Ciebie i wszystko co Ciebie otacza.

      Jedno, zawsze pamietaj, ze nigdy nie jest tak zle, ze nie moze byc gorzej, chocbysmy mysleli, ze dno jest osiagniete … wiec oby nie bylo gorzej, ale jak najlepiej. Trzeba zyc nadzieja, ktora ile razy sie ponownie (!) dostanie „po nosie” … znowu trzeba wskrzeszac i nia zyc. Papiez Franciszek, krotko po wyborze na piotrowy tron, powiedzial, ze chrzescijanstwo to radosc, bo chrzescijanin musi zyc nadzieja i radoscia gdyz: Chrystus Zmartwychwstal.
      Wszelki pesymizm to szatan. Nawet kiedy zlo chwilowo (!) bierze gore nad dobrem, nie nalezy sie zlamywac, ale rozdmuchiwac iskierkie nadziei, podtrzymujac ja tak: aby sie zarzyla i co wiecej … rozpalila jak pochodnia rozswietlajaca ciemnosci.

      Jezus jest Panem!

      • Maggie pisze:

        Mozesz nadal sie dzielic swoimi przymysleniami – czasem to potrzebne by otworzyc do kogos usta czy podyskutowac …. a na WOWIT, nawet podajac swe prawdziwe, chrzcielne imie, jest sie anonimowym, bo to nie Face Book.

        Jezus jest Panem!

  5. qwerty pisze:

    Mam drobny kłopot. Dzisiaj znowu medytowałem, ale nie było to specjalnie tylko intuicyjnie. Malowałem, i to jest spokojna praca, i się wyłączyłem. Może mi poradzicie co mam zrobić? W każdej spokojnej sytuacji medytuję mimowolnie, nie muszę się już skupiać, jak kiedyś. Kiedyś mi to nie przeszkadzało, ale teraz tak. Pomóżcie oderwać mi się z grzechu medytacji.

    • Monika pisze:

      Może to nagranie Ci pomoże i ukierunkuje na dobre tory? To nagranie sporo wyjaśnia odnośnie tematu medytacji. Posłuchaj a może tu znajdziesz odpowiedź?

      Szukajcie a znajdziecie. Słowo Boże ma moc – warto go zgłębiać i iść za Nim.
      Jezus jest Panem!

    • Wojtek pisze:

      Nie wiem co ci poradzić poza spowiedzią. Jeśli ten wariant ci nie odpada na razie to nie wiem, może módl się do Świętego Michała Archanioła. Co do mojego własnego doświadczenia to najlepsze efekty przynosi spowiedź, czyli z grubej rury. Na początku nie jest łatwo powiedzieć obcemu człowiekowi o swoich problemach, dlatego trzeba wierzyć że to Chrystus cię słucha, a i gwarantuję że kiedy zaczniesz się zwierzać to zapomnisz o kapłanie i będziesz jechał jak byś rzeczywiście rozmawiał z Chrystusem.
      I EUCHARYSTIA PRZEDE WSZYSTKIM.

      A tak w ogóle to od jak dawna już medytujesz, bo wiesz nie chcę ci mówić już żeby nie było, ale różne złe duchy istnieją i możesz mieć tego dziadostwa dużo na uczepiane, nie mówię że jesteś opętany bo to mało prawdopodobne (chyba), ale na pewno bardzo zniewolony więc to raczej one cię zmuszają bo głęboko wniknęły do różnych części twojej świadomości.

      No cóż, ja cie uczył nie będę, pytaj kapłana, kapłana egzorcystę oni mogą ci pomóc odnaleźć miejsca które są w tobie zniewolone.

      Pooglądaj sobie wykłady egzorcysty Piotra Glasa, sporo tego nawet jest.

      O rady mniej sakramentalne czy konkretne pytaj innych u mnie w głowie jeszcze ,,brak danych” 🙂

    • eska pisze:

      Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy, to żebyś założył różaniec – oczywiście poświęcony. Lub żebyś się zaopatrzył w inne sakramentalia do noszenia (krzyżyk, medalik Matki Bożej albo medalik św. Benedykta…). Możesz nosić na szyi lub różaniec na rękę – są takie męskie silikonowe w różnych kolorach http://www.dewocjonalia.eu/pl/p/Rozaniec-na-reke-silikonowy-niebieski/1341
      Jeżeli medytacja stała się mimowolna i Ty sam nie zdążysz jej zablokować swoją wolą, to może sakramentalia sprawią, że zostanie ona poprzez Bożą pomoc zablokowana niejako za Ciebie.
      Jeśli zakupisz sobie jakieś sakramentalia, to możesz po mszy pójść do zakrystii i poprosić księdza, aby Ci je poświęcił.
      Drugi pomysł to modlitwa do twojego Anioła Stróża – poproś go własnymi słowami, aby Ciebie pilnował i w razie potrzeby uświadamiał Cię, że zaczynasz wchodzić w medytację – coś na zasadzie, żeby Cię zawsze trzepnął w ucho dla otrzeźwienia 😉

      Dobrze, że jesteś. Witaj i zostań ❤

    • Aneta pisze:

      Pierwszą myślą był Różaniec święty śpiewany np. ze strony http://modlitwawdrodze.pl/index.php?id=227

    • Maggie pisze:

      @qwerty: a moze sprobowalbys, nawet tak automatycznie odmawiac Zdrowas Maryjo, jedna za druga Zdrowaske – nie koniecznie bezmyslne klepanie. Nie musisz przeciez liczyc dziesiatkow itp ale sobie rozwazaj i polecaj sprawy swoje i tych, ktorym chcesz pomoc. Cos w rodzaju dobrego zyczenia, albo planu jak powinno byc aby bylo dobrze = intencja przeplatana ta maryjna modlitwa, czasem Ojcze nasz, a czasem pod Twoja obrone, czy do Aniola Stroza.

      Zdorwaska za Zdrowaska itp dziekujac, proszac, przepraszajac, wyobrazajac, dobrze zyczac – modlic sie bez rozanca bez odliczania paciorkow, bo w pracy z rozancem to niemozliwe, a tu nie ilosc ale jakosc wazna.
      To tez rodzaj medytacji ale w innym znaczeniu, bo jest to rozwazanie modlitewne (a modlitwa nie zna granic – wszystko: w czasie i przestrzeni mozna nia objac).

      Jesli malujesz (wszystko jedno czy to obraz czy sciana) np dziekujesz, ze mozesz to robic i starasz sie wykonac taka prace czy dzielo dobrze i na chwale Boza. W ten sposob mozna lubic/kochac to co sie robi, chocby to bylo zmudne czy nudne, a wiec i cieszyc sie, np kolorami, ze robisz to dobrze i ze mozesz to robic etc. Nie mysl, ze tak lekko o tym mowie, wiec nie znam ciezarow zycia. W moim plecaku sa glazy, ale to tylko plecak wlozony przeze mnie, a doladowany przez innych, plecak, ktorego jednak nie osmiele sie nazwac krzyzem.

      Pamietaj jednak, najwazniejsze aby walczyc z pesymizmem – mozna prosic, modlac sie o dar dobrej modlitwy ale i o optymizm (nadzieja=motor, pesymizm=szatan)

      Powtorze, po raz ktorys , bardzo proste do zapamietania sentecje, wpisywane, kiedys w „zamierzchlych czasach”, do modnych, szkolnych pamietnikow:

      Gdy cie spotka jakis krzyzyk,
      kiedy ciezko bedzie ci,
      nigdy nie mow: juz nie moge,
      tylko: Jezu pomoz mi.

      Gdy cie gnebi zla pokusa,
      schron sie w ten czas do Jezusa,
      skryj sie w Serca slodkiej Ranie,
      a pokusa wnet ustanie.

    • Maggie pisze:

      @qwerty: juz niedlugo 1sza sobota miesiaca, wiec mozesz miec wode egzorcyzmowana, poswiecona na odleglosc. Chyba, ze ktorys z ksiezy, w ktorejs z parafii, wczesniej bedzie egzorcyzmowac wode… Nie tylko ja pije taka wode – wiele osob tak czyni.

      Jezus jest Panem!

  6. qwerty pisze:

    Już panuję nad sobą. Dziękuję, bo myślę że dzięki waszych intencji, i wsparcia, ale też wsparcia Jezusa zaczynam panować nad sobą. To wszystko dzięki wam.

  7. qwerty pisze:

    Musicie coś o mnie wiedzieć, bo to wszystko już za daleko brnie. Na początku przepraszam bardzo was. Nie wiedziałem że aż tak się to ułoży, i strasznie żałuję że w ogóle zacząłem. Może nie powinienem, ale ciekawość była silniejsza, bo to jestem dalej ja, ale i nie ja. Jak to wyjaśnić? Powiem w prost. Oszukałem was, i tylko udawałem nawrócenie. Najtrudniej jest powiedzieć prawdę, i to tak wygląda. Nie powinienem tak robić, bo to nieuczciwe, i w sumie podłe. Sam nawet czuję się z tym źle, bo to nie tak miało wyglądać. Nie miałem udawać, tylko być sobą. Ale udając też byłem sobą, taki jak na co dzień. Nie żyję według religii.

    I teraz powiem żebyście uważali. Bo wy musicie uważać. Czasami człowiek jest w stanie uwierzyć w to co chce usłyszeć. Ja tego nie wykorzystuję przeciw wam, i zauważyłem radość w was, ale przecież musicie uważać, bo ktoś wykorzysta to przeciwko wam. Widać jak słowem łatwo manipulować, i jak coś chce się usłyszeć, to się uwierzy. Musicie być bardziej krytyczni, sprawdzać, a nie wierzyć na słowo każdemu. Pomyślcie, ile można szkody zrobić, bo ktoś niepożądany zmanipuluje, i przez to jeszcze wykorzysta was. Mi zależy na waszym bezpieczeństwie, dlatego musicie być świadomym zagrożenia.

    Okłamałem was, oszukałem was, i możecie mnie znienawidzić przez to. To nieważne. Ważne że może dzięki temu będziecie ostrożniejsi. Nie wiem czy mi wybaczycie, ale liczę na to, bo udawać nie mogłem bez przerwy, i było to trudne dla mnie, i nieźle obciążyło mi moje sumienie. Jeszcze raz przepraszam…

    • eska pisze:

      „Nadmiar zaufania jest czasami głupotą. Nadmiar nieufności jest zawsze nieszczęściem”. – Johann Nestroy
      Myślę, że to raczej Ty masz coś do przemyślenia. 🙂
      W czym niby mielibyśmy być ostrożniejsi? W błogosławieniu? W modlitwie? W udzieleniu pomocy – nawet, jeśli ktoś nam udowadnia, że na nią nie zasłużył? To, co się stanie w wyniku ostatnich kilku dni rozmów z Tobą – wie tylko Pan Bóg. Nic się nie dzieje przypadkiem. Niech Ci Bóg błogosławi i obdarza łaskami ❤
      Na tym forum nie ma miejsca na to, aby kogoś nienawidzić.
      Bóg z Tobą, przyjacielu. +++

    • Wojtek pisze:

      Moją modlitwę masz nadal, a twoje wypowiedzi na forum kilka razy na prawdę poprawiły mi humor i dodały otuchy. Nie martw się, przyznam że troszkę wydawało mi się dziwne tak nagłe twoje nawrócenie, ale uwierz na niczym nie straciłem. Twoja postawa zachęciła mnie do modlitwy i do jeszcze większej wiary, a skoro ciebie gryzie sumienie to może i w twoim sercu coś się zmieniło.

      Dla każdego jest szansa, jeśli ja wyszedłem z własnego szamba to i każdy inny może.

      Bóg z tobą przyjacielu 🙂

    • wobroniewiary pisze:

      Chłopie, nie przepraszaj tylko dalej krocz drogą Prawdy a dojdziesz…:)
      Jezus mówi o sobie „Jestem Drogą, prawdą i Życiem”
      Niech Ci Bóg błogosławi i wiedz, że przyznanie się do czegoś złego -ilu „katolików” tego nie potrafi….!!!!

    • Monika pisze:

      Trzymaj się prawdy qwerty!
      Sercem jesteśmy z Tobą i niech Bóg Ci błogosławi każdego dnia!
      U Boga nie ma przypadków. Najczęściej nawrócenie to długi, długi proces i przede wszystkim to Łaska Boża. Naprawdę jest rzadkością nagłe nawrócenie.
      Ale nie przejmuj się. Zostań z nami! Jesteś na dobrej drodze.
      Tu znajdziesz wielu przyjaciół, którzy mają serce, bo sami wiele przeszli.. ❤
      Dla Ciebie: https://www.youtube.com/watch?v=2nydmO76x4U
      http://w994.wrzuta.pl/audio/1cGSeVbdAAE/ruah
      Jezus jest Panem!

    • Maggie pisze:

      @qwerty: nie ma co sie gniewac na Ciebie. W jednym z wpisow, zanim (!) powiedziales, ze najbardziej mnie sie boisz, uzylam sformulowania (chyba przy pingwinach), ze nie wiem czy to prowokacja czy tam cos innego i byl dialog, a nie awantura. Poniewaz mamy zyc miloscia Boga i blizniego, nie przepedza sie osoby, ktora szuka czy tonie – tak moze najlatwiej, ale nie po chrzescijansku.

      Nawrocenie to dlugi proces, bo musisz chyba wiedziec, ze zle duchy probuja temu przeszkodzic, jako, ze jest im lepiej gnebic czlowieka, niz siedziec w piekle (to wyjasnienie ktoregos tam kosmatego z egzorcyzmow). Nie mowie, ze jestes opetany, ale zlo uwija sie kolo kazdego (!), patrzac kogo by tu pozrec – jest o tym w Pismie Sw.

      To, ze wrociles na WOWIT i przepraszasz jest dowodem, ze jest w Tobie dobro i duzy potencjal czynienia dobra i chec bycia dobrym.

      W ukladach miedzy-ludzkich lepiej sie sparzyc, niz zalowac, ze komus sie nie pomoglo, albo nie zapobieglo tragedii. Pan Bog bedzie rozliczac z Milosci do Niego ale i do blizniego.
      Skoro wiekszosc z nas ma za soba kopniaki, i nadal je zbiera, to jeden wiecej nie robi wielkiej roznicy, zwlaszcza ze to dla Jezusa. Tam gdzie jest nadzieja, tam czesto i since sie zbiera. Przy nawroceniach bywaja i wzloty i upadki.
      Pamietaj, ze tu znajdziesz przyjazn i modlitwe i ze jestes jak brat. Drogi nawrocenia – odnalezienia Jezusa, bywaja nieraz zaskakujace.
      Niech Matka Najswietsza ma Ciebie w Swej nieustajacej Opiece i prowadzi do Chrystusa.

      Jezus jest Panem!

      • Maggie pisze:

        Moj IPad niechetnie otwiera sie na skrzynce intencji, wiec co jakis czas przegladam wszystkie. Widzialam Twoje, wiec tym bardziej utwierdzilam sie, ze masz naprawde dobre i prawe serce, tzn ze intuicja mnie nie zawiodla. Jest w Tobie duzo szlachetnosci.
        Szczesc Boze.
        Jezus jest Panem!

    • eska pisze:

      Z dedykacją dla @qwerty’ego:

      1. „Zostań człowiekiem” – Henryk Jasiczek

      Kiedy ci gorycz ściśnie krtań,
      kiedy, zdradzony, zostaniesz sam,
      zostań człowiekiem!

      Gdy z piasku wyjrzą głowy strusie,
      krzycząc obłudnie: „I ty, Brutusie!”
      zostań człowiekiem!

      Gdy ci przyjaciel napluje w twarz,
      przy twoich myślach postawi straż,
      zostań człowiekiem!

      Kiedy zostaniesz straszliwie sam,
      a wokół przemoc, fałsz i kłam,
      gdy łez zabraknie opuchłym powiekom,
      zostań człowiekiem!

      2. ❤
      Gdy Cię krzywdzą źli ludzie – Ty szanuj sam siebie.
      Nie mów im, czego warci, lecz co godne Ciebie.
      Kiedy Ci złości ludzkiej chce szkodzić potęga –
      Wznieś się tak wysoko, gdzie złość już nie sięga.

  8. qwerty pisze:

    Jestem zaskoczony, bo nie wiedziałem jak to przyjmiecie. Czy naprawdę widzicie we mnie kogoś dobrego? Przecież kłamałem. To było trudne, a poczułem dopiero ulgę jak się przyznałem do krętactwa. Przyznanie się nie było trudne dla mnie, bo kłamiąc odczuwałem troszeczkę smutek. Bałem sie reakcji, i to cały dzień chodziłem przebity, a tu niespodzianka. Ja byłem sobą cały czas, tylko jakby zmieniłem podejście, i mówiłem że wierzę. To tyle się zmieniło, i to ciągle ja, bo charakter trudno udawać inny.

    • Monika pisze:

      Qwerty, daj spokój. Jak możesz w ogóle sądzić, że nie jesteś dobry?
      W końcu każdy z nas robi jakieś głupoty a potem wiemy jak źle się z tym czujemy, jest nam głupio i nas to gnębi. Czy myślisz, że my jesteśmy lepsi?
      Jak się stanie w prawdzie, to widzimy ile narobiliśmy zła w życiu, ale przyznać się i to publicznie to mało kto potrafi.

    • Wojtek pisze:

      Ja się dołączam. Nawet nie wiesz ile ja w życiu nakłamałem. Nikt nawet nie wiedział jaki na prawdę jestem. Oszukiwałem wszystkich, rodzinę, znajomych nawet tych nieco bliższych.

      Bóg mi pomógł pomimo wszystko.
      Myślę, że jesteś dobrą osobą.
      Poza tym już samo to, że czułeś skruchę wystarczy by wybaczyć i znaleźć w twoim sercu
      miłość, bo bez niej nie było by skruchy. Nie wierzę że jest na świecie taki człowiek dla którego nie ma ratunku.

      Ja przyłączam się do Moniki.

      Bóg z tobą.

      • qwerty pisze:

        To jednak nie zmienia faktu że was zawiodłem.

      • eska pisze:

        Hmmm… Myślę, że zawiodłeś najbardziej sam siebie. My tu naprawdę nie jesteśmy aż tacy naiwni, jak myślałeś. 😉 Jak Ci już sugerowano, to Twoje niby-nawrócenie było nieco dziwne i zbyt szybkie – kto ma taki proces za sobą, potrafił wyczuć, że coś tu jest nie tak. Ale przekazanie Ci kilku rad i serdeczności nawet, gdybyś miał je teraz zignorować (a może wykorzystać w przyszłości), nie mogło nikomu przynieść żadnej szkody. 🙂

    • eska pisze:

      Ja mam dzisiaj jakiś dzień na cytaty, więc znowu posłużę się nie swoimi słowami:
      „Jedyna różnica między świętym a grzesznikiem to ta, że każdy święty ma przeszłość, a każdy grzesznik przyszłość!” – Oscar Wilde 🙂
      Witaj w domu – wśród ludzi „po przejściach” i „z przeszłością” – choć to nie znaczy, że od razu świętych 😉

  9. Wojtek pisze:

    I ja posłużę się cytatami:
    ,,Jedyną miarą miłości jest trud poniesiony z miłości do Mnie” ,
    ,,Im zaś trudniej ciężary dla Mnie ponosicie, tym prawdziwsza i czystsza jest miłość wasza”
    Jezus Chrystus w Anna A. ,,Boże wychowanie”

    Nie trzeba nawracać narodów, wystarczy nawrócić siebie 🙂
    To ode mnie.

    • eska pisze:

      „Musimy więcej czynić, czego czynić nie musimy” – nie wiem, czyje to 😦
      „Nie istnieją sytuacje, w których miłość nie miałaby jeszcze czegoś do powiedzenia.” – kard. S. Wyszyński
      „Gdyby zamiast myśleć o tym, jak lepiej żyć, myślało się więcej o tym, jak czynić dobro, żyłoby się o wiele lepiej” – A. Manzoni
      „Nie możemy zrobić nic wielkiego, za to możemy czynić małe rzeczy z wielką miłością.” – bł. Matka Teresa z Kalkuty.

    • wobroniewiary pisze:

      Wojtku Anna Dąmbska to wielka patriotka, ale jej myśli i orędzia nie były z Góry, pochodziły od złego ducha drogą spirytystyczną
      Koordynator Odnowy w duchu Świętym ks egzorcysta Andrzej Grefkowicz ostrzega:
      http://www.fronda.pl/a/objawienia-o-gen-nilu-anny-dambskiej-egzorcysta-to-forma-spirytyzmu,26499.html

      • Paweł pisze:

        Nie wiem, czy Władze Duchowne już przesądziły o negatywnej ocenie orędzi danych Annie Dąmbskiej, bo w roku 2012 ukazała się kolejna książka z jej orędziami, pt.: „Bóg zaprasza do przyjaźni”, wydana przez Michalineum i posiadająca IMPRIMI POTEST Przełożonego Generalnego michalitów ks. Kazimierza Radzika CSMA z dnia 9 stycznia 2012, L.dz. 3/WYMIC/12. Książka ta jest kontynuacją wydanej dużo wcześniej książki „Pozwólcie ogarnąc się miłości”, wznowionej przez Michalineum w 2003 roku i opatrzonej formułą „Za pozwoleniem Władzy Duchownej.”

    • Wojtek pisze:

      Anna Argasińska czy Anna Dębska to ta sama osoba czy dwie różne? I z kąd te orędzia z tego roku jeszcze skoro ona niby zmarła w 2007?

      Co do przesłania.
      Po drugie, chodzi o to że nie trzeba czynić wielkich rzeczy by podobać się Bogu. Mogę podać całość bo tak myślałem, że chyba to trochę nie tak wyjdzie.

      Ten cytat odnosił się do pychy i był skierowany do mnie, ale myślałem że pomorze też, bo mówi że nie trzeba wcale być świętym żeby podobać się Bogu, wystarczy zacząć od modlitwy w ciszy albo od zmiany samego siebie i to było dla @qwerty.
      Nie gniewajcie się, nie mam doświadczenia i strzelam gafy, nie potrzebnie pisałem.

      cytat. z Anna Argasińska czy Dębska (bo już nie wiem kto to jest), z którego wziąłem ,,wycinki” :

      ,,Córko, chcę żebyś powiedziała twojemu znajomemu animatorowi, że jedyną miarą miłości jest trud poniesiony z miłości do Mnie. Wszelka inna działalność, choć bardzo aktywna, ale związana z satysfakcją własną, z poczuciem własnego znaczenia, wartości, umiejętności, nagradza samą siebie, a dla Mnie jest przykra, gdyż doprowadzić was może do zupełnego odejścia ku miłości własnej, że już nie zechcecie powrócić ku służbie pokornej i cichej. A w takich staraniach, kosztem własnych dla miłości Mojej czynionych, wyraża się wasza rzeczywista miłość – jeśli w was jest. Tylko to, co was kosztuje, jest przeze Mnie przyjmowane z radością. Im zaś trudniej ciężary dla mnie ponosicie, tym prawdziwsza i czystsza jest miłość wasza.

      Naruszyłem wolę Bożą i wyszło źle. Nie będę już więcej nikogo pouczał na wyrost, to dla mnie nauczka. Przepraszam.

      Po za tym wytłumaczcie mi o co chodzi z tymi orędziami na waszej stronie bo już nie wiem co mi się pokućkało w głowie, czy pomyliłem nazwiska czy coś i nie wiem czy mam te ,,Boże wychowanie jeszcze czytać” czy zostawić.

      HELP

      • Paweł pisze:

        Mogę odpowiedziec na dwa punkty:
        1. Anna Argasińska i Anna Dąmbska to dwie różne osoby.
        2. Orędzia Anny Dąmbskiej opublikowane POŚMIERTNIE w książce „Bóg zaprasza do przyjaźni” były podyktowane Annie jeszcze w 1999 roku, a więc za jej życia, bo zmarła w 2007 roku.

      • qwerty pisze:

        Ja gorsze gafy strzelam. Np zamiast „wierze” to „wieże”. Nie przejmuj się, bo każdy popełnia błędy. To nie sztuka, ale sztuką jest się do nich przyznać 🙂 A przyznanie samemu sobie że popełniło się błąd, lub coś złego, to jest wyzwanie nas samych.

      • Wojtek pisze:

        Dzięki @qwerty. Ale to poważniejsze.
        Mam pytanie kto to jest Anna Argasińska?
        Też mistyczka? Jej orędzia które czytałem na WOWiT są prawdziwe?
        Czy nawróciłem się na tekstach Anny Dębskiej, która pisała pod natchnieniem diabła?
        Bo jeśli tak to nie wiem w co mam wierzyć teraz.
        Nie mam żadnych podstaw aby wierzyć we wszystko co tam przeczytałem.

        Ratujcie, jeśli wiecie bo nie wesoło będzie.
        Jestem z ręką w nocniku.

      • Paweł pisze:

        Szczerze mówiąc ja „przychylnym okiem” patrzę zarówno na orędzia Anny Argasińskiej, jak i Anny Dąmbskiej, ale zawsze ostateczny werdykt należy do Kościoła, a to może potrwac, tak jak to było np. w przypadku św. Faustyny. Zgodnie z nauką papieży (szerzej pisał o tym chyba Benedykt XIV w XVIII wieku, o ile pamiętam) w objawienia prywatne nie należy wierzyc WIARĄ BOSKĄ I KATOLICKĄ, lecz tylko wiarą pobożną, ale ludzką, stosownie do stopnia ich prawdopodobieństwa.

      • eska pisze:

        @Wojtek, „Po owocach poznacie” – a owocem jest, że się nawróciłeś.
        Niezbadane są ścieżki Pana – ja się zaczęłam zbliżać do Boga na tekstach jezuity, który wyjechał na Daleki Wschód i zaczął mieszać chrześcijaństwo z tamtejszymi religiami. Było tu też świadectwo osoby, która dostała „impuls” od Pana w postaci jakiegoś zdania w książce Pablo Coelho, którą czytała – a te książki raczej mieszają w głowach niż prowadzą do Boga.
        Pan Bóg nas szuka tam, gdzie jesteśmy i szuka na nas „haków” pośród tego, czym się posługujemy.
        Ważne, że jesteś – a jak Pan Bóg tego dokonał, to już sprawa drugorzędna ;). Nie panikuj i idź dalej dobrą drogą, na której jesteś. 🙂

      • Monika pisze:

        Nie przejmuj się Wojtuś i nie wpadaj w panikę. Gdybyśmy wszystko wiedzieli od razu…
        Nie wszystko jest przecież pewnikiem choć czasami tak nam się wydaje.
        I nie wiemy jak się coś zakończy, co może się jeszcze wydarzyć i co nas jeszcze zaskoczy. Dla przykładu: czy ktoś mógł dawno temu np. przewidzieć i uwierzyć, że komunizm padnie?

        Powiem Ci Wojtuś, że dawno temu (wiele lat temu) byłam nawet na kilkudniowych rekolekcjach zamkniętych, w domu rekolekcyjnym pod Lublinem, z Kapłanami Katolickimi, którzy je prowadzili i rekolekcje te dotyczyły właśnie książek Anny, takich jak: Boże wychowanie, Pozwólcie ogarnąć się miłości i Świadkowie Bożego miłosierdzia i naprawdę byłam zachwycona przesłaniem i treścią tych książek. Kapłani Ci nawet znali Ją osobiście. Rozumiem Ciebie doskonale.
        Mimo tego na rekolekcjach tych doświadczyłam Bożej obecności, tak jak i wiele osób tam obecnych, obecności Ducha Świętego i życie moje od tamtej pory już nie było takie samo. Zaczęłam na ludzi patrzeć w inny sposób i dostrzegać w nich Bożą obecność, bo w każdym żyje Chrystus. Inaczej świat wygląda, gdy się w każdym widzi Chrystusa.
        Gdy przyjmiemy to sobie do serca i zdamy sobie sprawę, że to jest prawda, to już nie jesteśmy tacy sami i nic nie jest już takie samo, nawet jeśli w życiu wydarzą się różne rzeczy, to i tak coś zaczyna się w nas zmieniać i nie jesteśmy już tymi samymi ludźmi. Aczkolwiek nawracanie to nie jest efekt gwałtowny, mimo, że znamy wyjątki, choćby z Pisma Świętego.

      • Wojtek pisze:

        Wiesz co eska? Lżej mi teraz, może to tym była ta gnida która mnie jeszcze nękała, ale nie ma tak znalazłem to ….. i powiedziałem won ty szujo, ale się dałem oszukać.

        No cóż, ale nie po słowach tylko po czynach poznasz Boga.
        Modlitwy radzą, wy mi pomagacie, wszystko mi się prostuje, a to znak że wszystko jest już na dobrym torze.

        Co do szatana to nie ma chyba dla niego większego upokorzenia niż to kiedy grzesznik nawraca się do Boga na jego naukach.

        Szach – Mat

      • Wojtek pisze:

        W ogóle dziękuję wam wszystkim, administratorom, tym którzy się za mnie modlili albo nie, tym którzy mnie pouczali, tym którzy mnie pocieszali i wszystkim innym.

        Na prawdę zrobiło się teraz ciszej, nawet mi internetu brakło na 30 minut co się nie zdarza, ja wierzę w znaki i czułem że ktoś się chyba wnerwił 😀

        Dzięki za sprostowanie.

      • Maggie pisze:

        @Wojtek: ryby lowi sie na przynete, ktora jest smakolykiem dla nich. Podobnie lowi sie szukajacych Prawdy.
        Dlatego Kosciolowi sporo czasu zajmuje rozeznanie objawien. Sa takie, ze z miejsca mozna je odrzucic, inne dopiero po czasie .. albo uznac.

        Jesli cos nie pasuje, choc reszta smakuje, to lepiej odrzucic. Mozliwe, ze w Twoim wypadku, tak obrazowo: bylo, iz pozywiles sie najlepszymi kaskami i nie byles zbytnim zarlokiem aby sie przejesc i jeszcze rzucic sie na deser, a organizm trawi i przyswaja w rozny sposob.
        Skoro cofnieto Dambskiej imprimatur, a nie wszyscy o tym wiedza, a ta decyzja mniej glosna niz tworczosc, to nie siegne po jej dziela.

      • Wojtek pisze:

        Jest jedno co mi najbardziej nie pasowało:
        cyt. ,,różaniec jest najmarniejszą z modlitw”- iście szydercze diabelskie słowa,
        to z ,,Bożego wychowania”, było napisane żeby się modlić własnymi słowami a różaniec jest dla tych co tego nie potrafią (przynajmniej tak zrozumiałem).

        • wobroniewiary pisze:

          Taaaaaaaaaaaa, bo różaniec to łańcuch, który pokonuje szatana.
          MBM też wolała „krucjatki”
          No i posłuszeństwo, imprimatur, nihil obstat itp. – a tu tego nie ma więc „obraza na całego”

  10. roza pisze:

    Nie przejmujcie się błędami:) Pan szuka swoich rycerzy wśród zwykłych ludzi, wielkich sercem, a nie wykształceniem.

  11. qwerty pisze:

    Dzisiaj szedłem ulicą, i przypadkiem zderzyłem się z dziewczyną. Było miło, rozmawialiśmy. I chciała dać mi swój numer telefonu, ale okłamałem ją że już mam dziewczynę. Chciała się spotkać ze mną, ale ja nie chciałem. I nie daje mi to spokoju. I właśnie dlaczego to nie daje mi spokoju, bo przecież powinienem się cieszyć, ale nie ciesze się. Co o tym myślicie?

    • eska pisze:

      Człowiek jest z natury istotą społeczną, dążącą do relacji i więzi. Potrzebuje miłości, przyjaźni i luźniejszych relacji. Ty także – gdyby tak nie było, nie wchodziłbyś tutaj i nie rozmawiał z nami. Samotność nie jest naturalnym stanem człowieka, a decyzja o niej ma często u podłoża strach przed kolejnym zranieniem i dotychczasowe urazy w sercu. (I nie zależy od wieku – można mieć i 70 lat, a dalej nosić w sobie gorycz nieprzebaczenia).

      Zadaj sobie pytanie, co leży u podłoża Twej decyzji: czy spławiłeś tą dziewczynę, ponieważ nie odpowiadała Ci konkretnie ona jako osoba, czy też dla zasady – dlatego, że taką kiedyś podjąłeś decyzję, że Ciebie relacje nie interesują (nawiązuję do deklaracji, że nie chcesz się żenić).
      Tak jak już wspominałam przy innej okazji, gdy Twoje serce zacznie oczyszczać się z trucizny urazy, goryczy, nieprzebaczenia – otworzy się na nowe potrzeby i możliwości. Czyżby już?

      • qwerty pisze:

        Tu nie chodzi o przebaczenie. Bo potrafię przebaczyć wszystko, nawet najgorszą krzywdę.

        Jako osoba odpowiadałaby mi, tak na pierwszy rzut oka. Ale mam inne plany, i żaden zbieg okoliczności tego nie zmieni.

        Znam osobę która żyje samotnie, i wyrzekła się szczęścia. Też w przeszłości wiele przeszła. Ma właśnie 70 lat, i robi coś wielkiego. Ja go wspieram, i darzę go swoimi radami. On ma ogromną wiedze, ale mówi że ja go zaskakuję swoją, pomimo że jestem młodszy od niego. Chcę pójść drogą, którą mój przyjaciel kroczy, bo jak komuś pomogę, to tamta osoba może komuś innemu pomóc. Ale muszę na to poświęcić wiele czasu, i na życie w rodzinie tego czasu nie starczy. Krzywdziłbym ich, bo nie miałbym dla nich czasu, ani uwagi. Więc mam wybór, albo zachować się egoistycznie, i podążać za własnym szczęściem, albo coś zrobić dla innych. Czeka mnie wiele pracy, też i nad sobą. Więc na zakładanie rodziny nie mam czasu.

      • eska pisze:

        A Ty od razu musisz z tą dziewczyną planować ślub? Nie możesz pozwolić sobie na jakąś koleżeńską znajomość? „Cały rozwój osobowy człowieka dokonuje się w relacjach międzyludzkich.” Jak nie będziesz takowych miał, to nie będziesz poszerzał horyzontów, rozumiał postaw innych ludzi, których ukształtowały doświadczenia inne niż Twoje – tylko będziesz się kisił we własnych dotychczasowych przemyśleniach. Jeżeli chcesz pomagać ludziom – to musisz ich poznać, aby ich rozumieć.
        A także ich kochać – bo jeśli nie kochasz ludzi, to na tę pomoc w końcu braknie Ci siły.

      • qwerty pisze:

        Mam przyjaciół, więc w tej kwestii nie jestem samotny. Ale prywatnie tak.

    • Monika pisze:

      Qwerty, wyluzuj trochę i daj sobie szansę. Na pewno jesteś bardzo atrakcyjnym mężczyzną, a tu właściwie sam masz dowód na to, że jesteś zablokowany, uprzedzony sam do siebie, bo sobie coś tam wmówiłeś. Nie mówię tu, że masz iść na całość ale trochę spontaniczności w życiu (choćby jak ta dziewczyna) i otwarcia na innych na pewno nie zaszkodzi.

  12. Wojtek pisze:

    Wiecie co chyba się za mnie pomódlcie, bo chyba nie zaliczę z jednego przedmiotu.
    Z animacji, okłamałem kolegów że mi jakoś idzie ale ja kompletnie nie potrafię tego wszystkiego zrobić. Nie mam pojęcia jak, nie wiem nawet kogo pytać żeby zrobił za mnie albo chociaż pomógł.
    Mam przerąbane 😥 bo te studia są płatne.
    Chyba cudu mi potrzeba żebym sobie z tym wszystkim poradził.

    • eska pisze:

      A dlaczego okłamałeś kolegów? Co stoi na przeszkodzie, żeby stanąć przed nimi w prawdzie i pokazać swoją słabość oraz potrzebę uzyskania pomocy (poproszenia o nią)?
      „Zrobił za mnie”? A to uczciwe?
      Chętnie Cię wesprę modlitwą, ale nagrody za takie rzeczy jak kłamstwa, oddawanie czyjejś pracy jako własnej (lub takie zamiary) i to, co się kryje za nałożeniem maski samowystarczalnego (sam to sobie nazwij) – to Ty się od Pana Boga nie spodziewaj.
      „Chyba cudu mi potrzeba żebym sobie z tym wszystkim poradził.” Chyba potrzeba Ci uznania, że próby podążania przez życie drogą niezgodną z wolą Bożą daleko Cię nie zaprowadzą. Może pora przeprosić i poprosić Ducha Świętego, żeby pomógł Ci z tego wyjść Bożymi sposobami, a nie Twoimi.
      I za to się pomodlę.

      • qwerty pisze:

        Eska ja was okłamałem, i jakoś nikt się mnie nie zapytał dlaczego to zrobiłem.

        Wojtek dasz radę, tylko musisz nie tylko wierzyć w Boga, ale też w siebie. Nie można się załamywać. Ja ci nie powiem że nie wolno kłamać, bo sam nie jestem lepszy. Ale każdemu się zdarzyć może, więc jak czujesz sie z tym źle, to im powiedz prawdę. Ulży ci, zobaczysz.

      • eska pisze:

        2qwerty
        Wiesz, myślę, że jeśli faktycznie znowu nas okłamałeś po to, żeby nas sprawdzić, to faktycznie masz problem z nadmiarem podejrzliwości względem ludzi. Pielęgnując w sobie takie podejście sam sobie wsączasz truciznę.
        Ludzie tutaj nie zakładają z góry, że każdy jest oszustem, bo to jest chore i chorobliwe. Mamy za sobą wiele zranień, ja sama Ci jedno opisałam – ale sztuką jest podjąć ponownie trud zaufania. Wielu tu obecnych podjęło taki wybór świadomie. Przypuszczam, że przedstawię nie tylko swoje zdanie, jeśli powiem, że wolę dziesięć razy zostać oszukana, niż raz kogoś oszukać. Wolę dziesięć razy zostać skrzywdzona niż raz kogoś skrzywdzić. Podejmując życzliwą konwersację z Tobą, który zaprezentowałeś się z niezbyt uczciwej strony, zrobiłam to świadoma tego, że nie wiadomo, czy można Ci do końca wierzyć.
        Wchodząc na to forum próbowałeś nas przede wszystkim pouczyć o tym, że nie możemy każdemu ufać, bo możemy się sparzyć. Ale Ty nie rozumiesz jednego: podstawą chrześcijańskiej postawy jest podjęcie decyzji, w której jesteś w stanie świadomie i dobrowolnie narazić się na cierpienie – jeśli masz szansę w ten sposób komuś pomóc. To właśnie jest bezinteresowna miłość bliźniego, wiesz? Trafiłeś na osoby, które z góry akceptują możliwość przyjęcia cierpienia, bo mogą je ofiarować Bogu w intencji innych ludzi (podobnie jak modlitwę). Machając nam tutaj cierpieniem i rozczarowaniem jako straszakiem, którego mamy się bać, trafiłeś kulą w płot.

        Obdarzenie Cię życzliwością i zaufaniem było naszym darem dla Ciebie. To, że nie doszukujemy się kłamstwa w każdej Twojej wypowiedzi nie czyni z nas idiotów (jak chyba próbujesz udowodnić, nie wiem, czy nam, czy sobie) – po prostu nie ulegamy chorej obsesji.
        Wydaje się, że Ty nasz prezent dla Ciebie chyba postanowiłeś zdeptać. Rób to częściej. „Kłamcy nikt nigdy nie wierzy, tylko czasem on sam sobie.”

        Myślę, że nie chciałabym mieć w sercu tego, co Ty. Współczuję. Nie wiem, czy taki prezent przyjmiesz, ale jedyne, czym mogę Cię jeszcze obdarować, to modlitwą.

      • qwerty pisze:

        @eska. Okłamałem was tylko, jak niby sie nawróciłem. Ja ukrywam wiele rzeczy których wam nie mówię. O sobie tak naprawdę nic nie powiedziałem, co doprowadzić może do fałszywych wniosków, co do mnie.

        Ja nie proszę nikogo żeby mi wierzyli, bo przecież nie musicie.

        „Myślę, że nie chciałabym mieć w sercu tego, co Ty. Współczuję. Nie wiem, czy taki prezent przyjmiesz, ale jedyne, czym mogę Cię jeszcze obdarować, to modlitwą.”

        Posłuchaj, wolę żeby mnie znienawidzić. Jak ktoś się zbliża za blisko, to albo się odsuwam, albo sprawiam że mnie ktoś zaczyna nie lubić. Jestem samotny, ale nieufność nie jest powodem samotności. Mam przyjaciół, którym zaufałem. Ale tylko przyjaciół, i to jest granica. Może kiedyś mnie zawiodą, albo nie- tego nie wiem. I nie będę z góry się spodziewał po nich, że wyrządzą mi krzywdę. Nie wiem czy podawać powody dlaczego tak, a nie inaczej.

        Nie wiem dlaczego powiedziałaś wcześniej, że żeby pomagać innym ludziom, to muszę ich poznać. Przecież zapoznałem ludzi, i ze złej strony, i z dobrej. Nie skupiam się na złych cechach, tylko w każdym na początku widzę dobro, przy tym jestem ostrożny.

        Nie wiem czy chcecie mnie tutaj zrobić a-społecznika, który boi się ludzi. Ale niektóre rzeczy nie napawają mnie radością, tylko wbijają mi się niczym szpile w serce. To nie jest przyjemne, ale to mogę zdzierżyć. Bo to nic, z porównaniu z moja przeszłością.

        Mogę powiedzieć że was lubię? Bo lubię was, tylko teraz nie wiem, czy uznacie to za kłamstwo, czy nie.

        Ps: Nie jestem atrakcyjny, jestem brzydki.

      • eska pisze:

        @qwerty
        O tym, że nas okłamałeś – powiedziałeś wczoraj, niedługo po tym, jak umieściłeś wpis o spotkanej dziewczynie. Zakończyłeś ten wpis badawczym (?) pytaniem „Co o tym myślicie” – dokładnie takim samym, jak pytanie o hasło z portalu pytamy.pl
        Odniosłam informację o kłamstwie do tego właśnie wpisu o dziewczynie – nie przyszłoby mi do głowy, żeby nagle wczoraj odnosić go do czegoś, co miało miejsce nie wiem ile dni temu i zostało zamknięte – bo po co? Tamto było, minęło.
        Najwidoczniej Cię nie rozumiem. I nie rozumiem, dlaczego jakoby wracasz do kłamstwa sprzed iluś tam dni. Jeśli masz potrzebę to jakoś wyjaśniać dalej, to możesz się wypowiedzieć w takim zakresie, jak Ci odpowiada.
        A ja Ci obiecuję, że już się zamykam.

      • qwerty pisze:

        Mówiąc „co o tym myślicie” miałem nadzieję poznać wasze zdanie.

      • qwerty pisze:

        Wracam do kłamstwa przed iluś dni dlatego że źle się z tym czuję, i bardziej niektóre rzeczy przeżywam, niż większość ludzi.

      • eska pisze:

        No może, ale wyskoczyłeś z tą informacją o kłamstwie w określonych okolicznościach, prawda? I w tychże okolicznościach wyglądało to na informację o KOLEJNYM kłamstwie – stąd moja reakcja. Co do objaśnień, dlaczego nie byłeś pytany o powody kłamstwa, to mogę odpowiadać tylko w swoim imieniu. Ale miałam się nie odzywać, żeby już nie wyciągać fałszywych wniosków i nie ranić. Jak zraniłam, to przepraszam – nie miałam takiej intencji.

      • qwerty pisze:

        Wiem że nie miałaś takiej intencji. Ja umiem przejrzeć osobę. Może wydawać się to głupie, ale ja widzę aurę innych. To zaczęło się wtedy, kiedy przeżyłem śmierć kliniczną. Przez tych „przyjaciół” miałem wypadek, i ktoś mi bliski w nim zginął, a ja jakoś przeżyłem. Potrafię po aurze wykryć intencje innych. Ale muszę widzieć osobę, a jak nie widzę to mogę odbierać inne energię, niż prawdziwe intencje. Ale jak ktoś mnie okrzyczy, ale robi to dla mojego dobra, to ja to już wykrywam. Mimo że czuję negatywne energię.

        Później rehabilitacja, nauka medytacji. Było mi to potrzebne, żeby umieć panować nad swoim bólem, a raczej zaakceptować go. Nie chciałem brać środków przeciwbólowych. Tematyka duchowa, miałem dużo czasu żeby czytać o różnych religiach, zwyczajach świata. Ale też fantastyka. To wszystko sprawiło, to kim jestem teraz. Mam świadomość reinkarnacji, bo zacząłem pamiętać poprzednie życia. Jedno zdarzenie mnie zmieniło, bo wciągnęło mnie w łańcuch wydarzeń.

        Powróciłem do formy fizycznej, psychicznie też byłem zdrowy. Ale dlatego, że ukrywałem to że mam kontakty z duchami. Nie pozwalam im się zbliżyć, i nie mogą. Umiem odpierać ich ataki. To wszystko nie raz mnie przytłacza, ale żaden demon mną nie zapanuje. Bo nie mają prawa, bez naszej zgody tego zrobić. Tego się dowiedziałem, od świetlistej postaci. Doświadczam rzeczy, które dla większości ludzi są bzdurą. I dlatego chce być samotny, bo co to za życie z kimś takim jak ja? Nie chcę nikogo wciągać w to, bo to równa się z osamotnieniem. Teraz może mnie zrozumiesz, że nie moge myśleć o swoim szczęściu, bo nie chcę nikogo stawiać w nieprzyjaznej sytuacji.

        Życie kogoś, kto doświadcza więcej jest przykre. Bo mało kto zrozumie. Jedni myślą że to fajne, inni mówiliby żebym szedł do psychiatry, a wy zapewne powiecie że mam iśc do egzorcysty. To mnie nie zdziwi, bo niejeden Katolik kazał mi iść.

        I mam pytanie. Zaakceptujecie mnie?

      • Wojtek pisze:

        @qwerty Jeśli tamto kłamstwo z przed kilku dni wciąż ci ciąży to nie spowiadaj się nam tylko Bogu. Konfesjonał czeka.

      • eska pisze:

        Pytałeś, czy Cię zaakceptujemy. Ja – tak. Dziś Ci nie podam uzasadnienia. Może niedługo…

      • Jack pisze:

        Witam:)
        qwerty dawno mnie tu nie bylo. Nie jestem w temacie, ale fajnie ze uwolniles sie od klamstwa. Podejrzewam ze to klamstwo od zlego, jego proba zniechecenia ludzi do ciebie. Trzeba sobie wybaczac i dawac nastepne szanse. Wybacz swoim przyjaciolom przez ktorych miales wypadek. To jest mocny haczyk zlego… Bog mial taki plan i nie gniewaj sie na nikogo. Moze ze jestes wystawiony na probe z np.mozliwosciami: podejmujac walke ze soba(stac sie uczniem Jezusa), co Bog bedzie tobie wynagradzal, Lub dac sie zatrowac nienawiscia(czy moze znacznym dystansem) co zacznie Ci bardzo utrudniac zycie(np. chcac sie izolowac wpadajac w samotnosc), i sprawi ze bedziesz upadal coraz ciezej… Uwazaj z ta aura wokol innych… zeby z czasem nie oszukiwala… ” bo co to za życie z kimś takim jak ja?” – to jest mysl od zlego! Wpedzajac Cie w samotnosc z takimi myslami, zostaniesz przeorany psychicznie i duchowo z czego jeszcze ciezej bedzie Ci wyjsc! ” Nie pozwalam im się zbliżyć, i nie mogą. Umiem odpierać ich ataki.To wszystko nie raz mnie przytłacza, ale żaden demon mną nie zapanuje. Bo nie mają prawa, bez naszej zgody tego zrobić. Tego się dowiedziałem, od świetlistej postaci.” – swietlista postac Ci bajki wciska^^ jestes niczym w porownaniu do demonow^^ nawet bez swojej zgody oni moga zapanowac(ciezkie grzechy sa zgoda-kluczem) 🙂 nie wypatrzysz tego bo masz klapki na oczach… Nawet nie wiesz jakim dla demonow sukcesem(przez to o wiele mniej widzisz) jest wmowienie czlowiekowi, ze on wyznacza granice i ma nad nimi kontrole… Tylko Bog ma wladze! Twoimi wyznacznikami dostepu demonow do ciebie moze byc jedynie Rozaniec, Komunia, no i Grzech! Wiesz ze mi bardzo pomogles wstac po upadku:) Niech Bog Cie blogoslawi:) Ktorz jak Bog!!! Przepraszam ze nagle tak wpadlem i moze to wygladac na wymadrzanie sie, bo sam lepszy nie jestem i nie bylem…

      • qwerty pisze:

        @Jack. Nie rozumiem. Co masz na myśli mówiąc że ci pomogłem? Nie pamiętam tego.

    • Rena pisze:

      @Wojtek; animacja to wspaniała zabawa!
      Pomyśl ile wspaniałych filmów np. o Panu Jezusie mógłbyś zrobić dla dzieci, albo innych jako przeciwwaga tych demonicznych bajek!
      Tu jest duża „niche” do wypełnienia, naprawde!
      Wojtek, zabieraj się do roboty!!!!!

    • E. pisze:

      Wojtku, pomódl się do Ducha Świętego. On Ci podsunie dobre rozwiązania, nawet się nie spostrzeżesz kiedy.

  13. Rena pisze:

    Oczywiscie wspieram cie modlitwą!!!

    +++

  14. eska pisze:

    @qwerty, to dla Ciebie:
    Zapytałeś, czy Cię zaakceptujemy, choć opisałeś nam swoje podejście do życia. A ja Ci odpisałam, że tak i że może niedługo wyjaśnię, dlaczego. To jest właśnie moje wyjaśnienie.
    Pisałeś, że wyczuwasz aurę i intencje ludzi – w takim razie wiesz, że – choć czasem bywało inaczej – teraz nie ma we mnie krzty irytacji ani też żadnych innych negatywnych emocji. Zresztą myślę, ze z treści listu także będzie to wynikać.
    Ty opowiedziałeś otwarcie o sobie (tym razem wiem na pewno, że to nie było kłamstwo!), więc ja powinnam także Ci się odwdzięczyć tym samym. Nie da się ukryć, że obecnie jestem zaangażowana religijnie, ale też wiesz już, ze nie zawsze tak było. Wyrosłam w rodzinie właściwie ateistycznej, choć dziadkowie jakieś tam korzenie religijne mieli. Ale rodzice nie bardzo to przejęli. Nie wszczepiali mi wiary, aczkolwiek i nie przeszkadzali. Kiedy będąc w wieku szkolnym zadeklarowałam, że chciałabym chodzić na religię – nie robili mi problemu. Poszłam. Ale po jakimś czasie stwierdziłam, że nie przekonują mnie historie o Bogu, który siedzi gdzieś tam w niebie i obserwuje nas, jak się zachowujemy. Dałam sobie spokój. Gdzieś tam w duchu wierzyłam, że istnieje jakaś siła sprawcza, ale nie potrafiłam odpowiedzieć, jaka. Wierzyłam w Miłość – taką przez duże M. Że to ona rządzi światem.
    Wyszłam za mąż za człowieka, który także w wierze nie wyrósł. Owszem – chodzenie do kościoła jakieś tam się praktykowało, ale to była taka powierzchowna wiara, bez głębszego zakorzenienia w światopoglądzie. Tak trochę „religia swoje, a życie swoje”.
    Mój mąż opowiadał mi o sobie rzeczy, w które trudno było mi uwierzyć. Część powiedział mi jeszcze przed ślubem, część dopiero potem. Nieraz patrzyłam na te jego opowieści z przymrużeniem oka, a czasem pogardliwie lub z politowaniem. A jego opowieść była bardzo podobna do Twojej.
    Odkąd sięga pamięcią, miał kontakt z istotami duchowymi. Potrafił rozróżnić, że jedne są słabe, a inne silniejsze, o większej mocy działania. Widział także aurę i potrafił „prześwietlić” człowieka w sensie jego intencji. Raz doświadczył podróży zstralnej. Miał w pewnym stopniu zdolności jasnowidzenia i telepatii. Umiał także wpływać wolą na zachowania otaczających go osób. Na przykład facet w sadzie zbierał jabłka, a mąż (wtedy jeszcze dziecko) chciał, żeby ten człowiek podszedł do płotu i podał mu jabłko sam z siebie. I tak się działo. Ogólnie rzecz biorąc mój mąż żył w świecie, o którym raczej trudno było komuś opowiadać – myślę, że Tobie nie muszę tego tłumaczyć.
    Z ważnych, jak sądzę, faktów, należy dodać, że pamiętał swoje poprzednie wcielenie. Był w nim przywódcą wojskowym z czasów starożytnych – kimś, kto był bezwzględny i był odpowiedzialny za śmierć wielu osób. Uznał, że w obecnym wcieleniu ma szansę na to, aby za tamto życie odpokutować – i przez pryzmat tegoż wniosku postrzegał swoje obecne życie. Z rzeczy istotnych należy jeszcze dodać, że od dziecka miał koszmary – bardzo realistyczne i „wyszukane” – nie były to sny, które mogły się zrodzić z fantazji dziecka, bo dzieci o pewnych rzeczach po prostu nie mają pojęcia. I jeszcze jedno – kiedy mąż miał dwa latka, topił się. Spadł z molo do jeziora, a rodzice zorientowali się dopiero po chwili, ze dziecka nie ma. Trudno się od rodziny dowiedzieć czegoś więcej. Nikt nie chce o tym mówić – to temat tabu. Ale prawdopodobnie przeżył śmierć kliniczną.
    Niedługo po tym, kiedy zostaliśmy małżeństwem, zmarł mój dziadek, wdowiec. Podczas likwidacji jego mieszkania wzięłam pamiątkową, ręcznie robioną przez moją babcię lampkę nocną (z motywem Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków) i postawiłam ją przy naszym łóżku. Mąż zaczął protestować, że wyczuwa od tej lampki złą energię i żebym się jej pozbyła. Tłumaczył, że ona jest jak latarnie morska, tylko że ściąga nie statki, ale złe byty. Uznałam to za bzdury i nie dałam się przekonać. Jakiś czas potem na świecie pojawiły się nasze dwie córki. Gdy były w wieku przedszkolnym, uznałam, że taka ładna lampka po prababci będzie świetnie pasować do ich pokoju. Ale kiedy ją tam wstawiłam – dzieci zaczęły mieć koszmary… Mój sceptycyzm po raz pierwszy zderzył się wtedy z niezaprzeczalnymi faktami o istnieniu świata, o którym nie miałam pojęcia. Mogłam tego nie rozumieć – ale nie mogłam temu zaprzeczyć. Lampkę wyrzuciłam, chociaż dopiero po jakimś czasie.
    Mój mąż, tak jak Ty, wspominał o atakach istot duchowych na swoją osobę. Wypracował swoje „mentalne” sposoby, aby je „wyrzucać”, jak on to nazywa. Umiał się też przed nimi „schować” – tak jakby zniknąć, żeby go nie wyczuły. Ale to męczy i – masz rację – przytłacza. Wysysa energię. Niektóre z tych duchów były niejako jak wampiry energetyczne – po takim spotkaniu mąż był osłabiony. Czasem przez kilka dni, czasem i dłużej. Tłumaczył mi to, ale ja nie zawsze chciałam mu wierzyć. Jak się nie potrafił pozbierać, to po prostu uważałam, że jest leniwy i szuka sobie takich dziwnych wymówek. Po ładnych paru latach zdarzyła się sytuacja, kiedy „to” przyszło także do mnie, gdy kładłam się spać – już może nie będę opisywać w szczegółach okoliczności. W każdym razie pobiegłam po męża, aby go zawołać, by wyczuł, czy mam rację. Przyszedł, wyczuł to i wyrzucił tym swoim sposobem. Powiedział, że to było słabiutkie. A ja potem przez tydzień miałam codziennie takie stany, że nagle po południu o tej samej godzinie jakby mi ktoś nagle wyłączył zasilanie. Zasypiałam tam, gdzie byłam i nie byłam w stanie tego powstrzymać. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. Znowu doświadczyłam czegoś, czemu nie mogłam zaprzeczyć. Ta sytuacja miała miejsce mniej-więcej pod koniec tej historii, o której ja tu opowiadam. Następny wątek będzie dotyczył rzeczy, które rozpoczęły się wcześniej.
    Jak wspomniałam, mąż umiał „znikać”, jeśli wyczuł negatywny byt. To się przydawało, bo od dzieciństwa było jedno „coś”, co go szukało. Potrafił to nawet zobaczyć. Cytując jego słowa – to było przepełnione czernią i budziło skrajny lęk. Kiedy na użytek niniejszej opowieści zapytałam, czy ten lęk możnaby nazwać trwogą, odpowiedział: „Nie, trwoga, to za mało.” „To” nawiedzało go w wieku przedszkolnym, gdy mieszkali w poprzednim domu. Potem wyprowadzili się na nowe osiedle i długo był spokój. Przychodziły jakieś inne duchy, ale nie ten. Te wizyty były jego stałą rzeczywistością, także wówczas, gdy zostaliśmy małżeństwem. Odpieranie ich wizyt, „znikanie”, „wyrzucanie” było obciążające i w konsekwencji prowadziło do coraz większego osłabienia męża. Nałożyła się na to jeszcze ciężka praca zarobkowa w trudnych warunkach – osłabienie się. I wtedy „one” zaczęły się coraz bardziej rozzuchwalać, a wyrzucenie ich stawało się coraz trudniejsze. Te słabsze zaczęły potem „przyprowadzać” silniejsze. O ile dawniej takie wizyty zdarzały się raz na tydzień, o tyle potem już coraz częściej. Im bardziej mąż słabł, tym gorsze dziadostwo przychodziło. Zwłaszcza w nocy. Nie spaliśmy już wtedy razem w sypialni – bałam się i uciekłam do dużego pokoju na tapczan. Ale w koncu zaczęły mnie wybudzać krzyki męża. Jęki i wołanie „odejdź”. Nie potrafił się sam obudzić. Biegłam do niego i wybudzałam go ja. Czasami z trudem. Był przerażony. Mówił, że coś go dusiło, siedząc mu na klatce i nie potrafił się tego pozbyć. W dzień, w nocy… im bardziej mąż był osłabiony, tym więcej „towarzystwa” i tym mocniejsze… W końcu, gdy był już wyczerpany i u kresu sił, znalazło go i to coś z dzieciństwa. Był za słaby na walkę. Nocne dręczenia były już codziennością, a ja miałam coraz większe kłopoty, żeby go wybudzić. Kiedyś usiadł przy mnie i powiedział, że musi mnie ostrzec. Powiedział, że to, co go w nocy atakuje, próbuje albo go zabić, albo zawładnąć jego osobą. Jeśli mu się to uda – mój mąż nie będzie już moim mężem, nie będzie nad sobą panował. Bał się o mnie i nasze córki – dlatego ostrzegał mnie przed samym sobą i przed złem, które może się nim posłużyć, aby zrobić nam krzywdę. To było kilka lat temu, akurat w czasach, gdy media epatowały informacjami, że jakiś ojciec z niewiadomych przyczyn pozabijał całą rodzinę.
    Nie muszę chyba tłumaczyć, co czułam. Chciałam ratować męża, ale nie wiedziałam, jak. Z drugiej strony wiedziałam, że muszę ratować dzieci. Zastanawiałam się, gdzie i jak w razie czego uciekać, aby je zabezpieczyć przed kimś, kto będzie czytał w moich myślach, panował nad rzeczywistością zanim ja o niej pomyślę i przewidywał dziesięć moich kroków do przodu. Przez ponad rok żyłam w skrajnym, naprawdę skrajnym stresie. Bałam się zasnąć, bo nie wiedziałam, czy się obudzę w nocy, aby zdążyć wybudzić i uratować męża. A jeśli zasnę za twardo? To czy będzie dla nas jeszcze jutro? Czy obudzę się jeszcze na tym świecie? Co rano, gdy się jednak budziłam, najpier biegłam do pokoju dzieci sprawdzić, czy je jeszcze mam. Potem do męża – sprawdzić, czy oddycha. To był koszmar, który na samo wspomnienie, gdy teraz do tego wracam, wywołuje łzy. Szukaliśmy oczywiście ratunku – w psychotronice, kadzidełkach i innych takich sposobach. W internecie w tamtym czasie trudno było znaleźć jakieś mądre rady. Po tych naszych poszukiwaniach było oczywiście coraz gorzej. Stan, który opisałam, był już wynikiem także i naszych nieudolnych prób zapanowania nad sytuacją.
    Po roku tego, co opisałam, w moim miejscu pracy spotkałam księdza i sama zapytałam go, czy wie, gdzie znaleźć egzorcystę. To była ostatnia deska ratunku. Dał mi namiary. Skontaktowałam się. Przyjechał do nas. Mieliśmy modlitwę o uwolnienie, a może i egzorcyzm nad całą rodziną (do dziś nie wiem, jaki kaliber miała ta modlitwa). Dostaliśmy wytyczne, że mamy zacząć chodzić do kościoła, spowiadać się i przyjmować Komunię – regularnie, kropić mieszkanie otrzymaną wodą egzorcyzmowaną, a byty wyrzucać w Imię Jezusa Chrystusa. Nie rozumiałam, po co i dlaczego, jak to dokładnie działa, ale bardzo chciałam, żeby ten koszmar się już skończył. Modlitwa egzorcysty pomogła – zło „spuściło z tonu”, jego dostęp do nas osłabł. W miarę, jak trwaliśmy w pielęgnowaniu rad księdza, działo się coraz lepiej. Myślisz, że ja dokładnie rozumiałam, na czym to wszystko polega i dlaczego tak mamy to wszystko robić? Nie. Nie rozumiałam tego. Ale to uratowało nam życie. Po raz kolejny stanęłam przed faktami, którym nie byłam w stanie zaprzeczyć.
    Duchy, o których mówisz, to demony. Świetlista postać też. I nie jest prawdą, ze to Ty panujesz nad demonami – zostałeś zwiedziony. A gdy nabierzesz pewności, że sobie z tym radzisz – zostaniesz zaatakowany znienacka tak, że się nawet nie obejrzysz. To, co widzisz jako poprzednie wcielenia, to tylko wspomnienia demona, który kiedyś przykleił się do innych osób tak, jak teraz do Ciebie. Widzisz ICH życie, a nie swoje sprzed wieków. To, że widzisz ich wiele, dowodzi jedynie, że demon, który się do Ciebie przyczepił, ma bogate „doświadczenie zawodowe”.
    Mój mąż już nie widzi swojego „poprzedniego wcielenia”. Wie, że nigdy nie zabijał i nie ma na sumieniu setek istnień. To demon, który się do niego przyczepił, był demonem śmierci. Może znalazł go wtedy nad stawem…

    Jakiś czas temu napisałam Ci, że znajdziesz tu ludzi „po przejściach” i „z przeszłością”. Właśnie z TAKĄ przeszłością. Dręczonych, sponiewieranych, na granicy życia i śmierci. Wszyscyśmy znaleźli ratunek w jednym miejscu. Ty wiesz, gdzie.

    To, co napisałam, to nie jest przekonywanie Cię przez kolejnego katola, który nie ma pojęcia, o czym Ty mówisz. Ja Cię przekonywać nie będę. Ja Ci opisałam moją przeszłość. To było MOJE życie. MOJA paniczna trwoga. MOJE być albo nie być. Moje i mojej rodziny.

    • qwerty pisze:

      Dziękuję ze mi opowiedziałaś o tym. Ja nałożyłem sobie wewnętrzną ochronę, która sprawia, że ataki zamiast mnie osłabiać, to dają mi energię. Ja do ochrony nie wykorzystuję swojej aury, tylko zamieniam energię z wewnątrz. Ja jestem uczulony na fale nienawiści, i po czymś takim potrafię nawet usnąć, bo się zmęczę.

      Nie będę mówił jakie mam wspomnienia. Nie dlatego że mi nie uwierzycie, ale dlatego że nie chcę. Bo moje się różnią, od tych co miał twój mąż. Jestem o tym przekonany.

      Kiedy pomagam innym ludziom, wtedy dopiero czuję się świetnie. Znam osoby, którzy mają podobne wspomnienia, do moich. I wymieniamy się, jak się chronić, i chronić też bezbronnych. Cała sprawa jest dużo bardziej skomplikowana. To nie tak, czy należę do złych bytów, czy nie. Należę do siebie.

      • eska pisze:

        Powiem to, co pierwszego dnia, kiedy tu zawitałeś: Przeczytałeś, co miałeś przeczytać. A kiedy zrozumiesz – to już wola Boża. Myślę, że za jakiś czas Pan Bóg spuści ze smyczy to diabelstwo, które na razie trzymał od Ciebie z daleka ze względu na Twą nieświadomość (On je trzyma, a nie Ty!) – po to, aby Ci coś udowodnić.

        Jedno pytanie do wcześniejszego naszego dialogu: dlaczego wolisz, abym Cię nienawidziła, zamiast Ci ofiarowała modlitwę? Dlaczego wolisz moją nieżyczliwość od życzliwości? I dlaczego chcesz, abym była zatruta trucizną nienawiści – tak źle mi życzysz? Dlaczego prowokujesz innych, aby Cię nienawidzili, przecież to zatruwa człowieka nieraz na całe życie – im też tak źle życzysz? Gdzie w tym jest dobro, na którego czynieniu podobno Ci zależy?

      • qwerty pisze:

        „Powiem to, co pierwszego dnia, kiedy tu zawitałeś: Przeczytałeś, co miałeś przeczytać. A kiedy zrozumiesz – to już wola Boża. Myślę, że za jakiś czas Pan Bóg spuści ze smyczy to diabelstwo, które na razie trzymał od Ciebie z daleka ze względu na Twą nieświadomość (On je trzyma, a nie Ty!) – po to, aby Ci coś udowodnić.”

        Ależ doskonale rozumiem, to że chcesz dobrze. Że nie chcesz, żeby coś mnie zniszczyło, i doskonale rozumiem twój punkt widzenia świata. Rozumiem też, że opowieść ma być przestrogą, i ostrzeżeniem dla mnie, czym może się to skończyć. Doskonale to rozumiem, i szanuję. Ale jest wiele różnic, to nie to samo.

        Czy wybaczyłem przyjaciołom? Tak. Choć było ciężko.

        Czy jestem sceptyczny do ludzi? Tak, ale to już bardziej mój charakter. Nigdy na ślepo nie wierzę nikomu, co nie oznacza że neguje wszystko. Lubię sprawdzać, choć często wierzę komuś, jak intuicyjnie wyczuwam intencje.

        Czy chcę być samotny? Tak, ponieważ wolę robić coś dla większej ilości ludzi. Ale też taki moja natura. Jestem samotnikiem, i tak czuję się najlepiej. Omijam tłumy, bo czuję się wtedy rozdrażniony. Dlatego trzymam się z dala od imprez, przyjęć, bo to dla mnie katorga.

        Czy czuję nienawiść? Nie. Może ciebie to zdziwi, ale rzadko się nawet denerwuje.

        Czy chcę żeby inni mnie nienawidzili? Nie, wolę neutralność, choć jak kogoś dobrze poznam, to jako przyjaciel jestem gotowy poświęcić nawet życie dla przyjaciela, bez chwili wahania. Po prostu, dla przyjaciół jestem gotowy poświęcić wszystko, żeby ich ratować. Nie pisałem o tym, że znów pojednałem się z jednym, przyjacielem który mnie skrzywdził. Znowu mu zaufałem, i na pewno daję każdemu szanse. Nie zawiódł mnie, ale widzę że ma ogromne wyrzuty sumienia. Myślę że jestem najodpowiedniejszą osobą, żeby mu pomóc się z tym pogodzić. I choćby dla tej jednej osoby muszę być silny.

        Czy czasami prowokuję innych? Tak w celach poznawczych. Normalnie (czyli przez kontakt fizyczny) nie muszę tak robić, bo wtedy nie mam kłopotów rozpoznać rozmówcę. Co do twoich intencji, są na pewno czyste. I teraz ci ufam, bo przekonałaś mnie do siebie.

        Czy nawrócę się na religię? Nie.Dlaczego? Bo to nie ta droga która wybrałem.

        Jakiej muzyki słucham? Tylko spokojne soudracki, dzięki którym się rozluźniam, i odprężam. Potrzebne mi to, po ciężkim dniu pracy.

        Czy czuję wewnętrzną miłość do świata, i wszystkiego co żyje? Tak ❤ Ale ja o niej nie mówię. Przez internet nie wiem jak ją wyrazić, i dlatego można czuć, że jestem taki "obojętny". A to nie prawda. Cały dzień nie raz przeżywam nasze rozmowy, i myślę o nich.

        Dlaczego nie chcę, żeby inni mnie kochali, tylko nienawidzili? Bo ja nie chce nikomu kłopotu robić sobą. Czasami myślę, że nie zasługuję na miłość, i nie doceniam siebie. Zawsze wymagam dużo od siebie, a od innych nic. Ale to dlatego, że dawno temu odebrano mi wiarę w siebie, i o mało nie zniszczono mnie psychicznie (to było sporo przed wypadkiem). Może pod tym względem potrzebuję rzeczywiście psychologa, żeby coś mi pomógł uświadomić. Bo sam mam z tym wątpliwości. Czasami czuję się jakbym był nikim, i na nic nie zasługiwał. Ale to nie "diabeł", tylko ludzie którzy mnie ranili dawno temu.

        Eska, jeżeli w jakiś sposób ciebie skrzywdziłem, to bardzo przepraszam. Nie chciałem, i może lepiej się jednak odsunę, i nie będę pisał. Żeby nikogo nie ranić, bo to również rani mnie…

      • eska pisze:

        Nie czuję się skrzywdzona. Zadałam Ci pytania do przemyślenia podłoża swoich decyzji – bo one prowadzą do czegoś, co jest złe.
        Chcę Ci jeszcze coś napisać – coś o poczuciu własnej wartości ze strony osoby, która jako dziecko była ofiarą przemocy psychicznej i weszła w dorosłość z wyzerowanym poczuciem wartości. Ale dziś już nie zdążę. Zaglądaj tu proszę – jak dam radę, to napiszę.

      • Monika pisze:

        Po tym co nam napisałeś to wiele pytań się samo nasuwa.
        Qwerty, czy Ty nie czujesz tego, że jesteś dzieckiem Bożym, czy nigdy nie uważałeś się za dziecko stworzone przez Boga? Jak stworzone to i chronione.
        Skoro taką masz wiedzę, np. o reinkarnacji, to skąd masz tę pewność, że ta wiedza akurat od złego nie pochodzi? Nie miałeś nigdy wątpliwości, że może błądzisz? Jesteś tak bardzo niezachwiany w tej Twojej wiedzy?
        Zwykle im bardziej człowiek nabywa życiowych doświadczeń i im dłużej żyje na tym świecie, to tym bardziej wie, zdaje sobie sprawę, jak bardzo szatan bywa zwodniczy – a często przekonuje się o tym na własnej skórze. Życie uczy pokory.

        Przepraszam za pytanie – nie chcę Cię tutaj urazić w żaden sposób – ale powiedz szczerze qwerty, czy Ty sam dla siebie jesteś największym autorytetem i bardziej ufasz sobie niż Bogu? Czy myślisz, że w życiu to wszystko zawdzięczasz właśnie sobie a nie Bogu?
        Albo czy ufasz tej swojej ochronie, którą stosujesz i czy sam tę ochronę wypracowałeś, i ona od Ciebie pochodzi?
        Jeśli czujesz się urażony tymi pytaniami, to przepraszam – w końcu też nie musisz nam odpowiadać – a raczej odpowiedz na nie sobie.

        Piszesz, że to wszystko jest według Ciebie bardzo skomplikowane ale z Twojej wypowiedzi nie wynika, że ufasz Bogu lub choćby, że chcesz ufać Bogu, a tym bardziej, że chcesz oddać Jemu swoje życie i On się o nie zatroszczy.
        Odnoszę wrażenie, że starasz się powiedzieć nam, że właśnie to sobie ufasz i swojej wiedzy, swojej przezorności, swojej ostrożności itd. Nie wiem czy to tylko moje wrażenie.

        Po Twoich wcześniejszych wpisach pomyślałam przez moment nawet, że może jesteś osobą niepełnosprawną, może jeździsz na wózku inwalidzkim, gdy pisałeś o tej swojej samotności, którą świadomie wybrałeś i o bardzo trudnych przejściach życiowych. Pomyślałam tak gdy wspomniałeś, że zderzyłeś się z dziewczyną.

        Mam propozycję dla Ciebie: jeśli faktycznie szukasz Boga (a nie jest przypadkiem, ze tutaj jesteś z nami), to może przyłączysz się do Różańca Świętego a konkretnie do Nowenny Pompejańskiej zaproponowanej przez eskę? To jest dopiero ochrona i moc, której żadna ludzka nie dorówna, o czym możesz się sam przekonać, a nie jakaś tam nasza tajemnicza wewnętrzna ochrona nałożona przez siebie samego. Oczywiście nic na siłę, ale na pewno warto, bo owoce na pewno będą wielkie takiej wspólnej modlitwy i to w bardzo ważnej intencji.
        Jezus jest Panem!

  15. qwerty pisze:

    Nie mogę już więcej powiedzieć o sobie, choć i tak chyba za dużo powiedziałem. Powiedziałem o sobie tylko w małej części, gdzieś z 10%. Nie mogę więcej powiedzieć, choć wiele by to wyjaśniło.

    Ja nie mam wiary w Boga. Bo taki jestem, bo się taki urodziłem. Nigdy nie wierzyłem…

    Monika gdybym się załamał, to byłbym kaleką. Ale zawziąłem się. Czasami czuję ból chroniczny, ale ograniczenia fizyczne nie były powodem że spławiłem tamtą dziewczynę.

    • Monika pisze:

      Tak po ludzku – to nie pomyślałeś kiedyś o tym o ile łatwiej się żyje człowiekowi wierzącemu? Który ma oparcie w Bogu, bo nawet jeśli wszyscy Cię zawiodą, zniszczą, oplują, zranią, wyśmieją, to i tak jest Bóg! Co człowiekowi więcej potrzeba? On Cię nigdy nie zawiedzie, a bez Niego jest tylko pustka. Czy nigdy nie odczuwałeś tej pustki? Tylko Bóg może ją wypełnić.
      Co człowiekowi po wszystkim, jeśli nie ma Boga?

      • eska pisze:

        Monika – a ja trochę rozumiem @qwerty’ego, bo to się tak nie da – nagle uwierzyć w coś (lub Kogoś), co Cię nie przekonuje, czego nie czujesz. Tylko dlatego, że sobie postanowiłaś wierzyć. Nie da się „postanowić” i już – wiara się tak nie rodzi. Trzeba znaleźć uzasadnienie, zrozumienie… Do tego trzeba dojrzeć. Potrzeba czasu i łaski. Ktoś mnie kiedyś bardzo mądrze pouczył przytaczając słowa Pana Jezusa dotyczące Marii Magdaleny: „Łazarzu, Łazarzu, wszystko potrzebuje czasu”.

        W wielu kwestiach nie podzielam zdania @qwerty’ego i chyba jest to dla wszystkich czytelne. Ale akurat tu wezmę go w obronę.

        @qwerty, zajrzyj tu jutro. Może uda mi się napisać to, co chciałam.

      • qwerty pisze:

        Czy czuję pustkę że czegoś mi brakuje. Tak, bo tęsknie za moim wcześniejszym domem. Był daleko stąd. Ale czy chcę do Boga? Tobie daje nadzieję, to z nim czujesz się bezpiecznie. I tak trzymaj, bo masz w tym szczęście. 🙂 Ale ja nie muszę wierzyć. Bo nie potrzebuję wiary.

      • Monika pisze:

        Na jednych z rekolekcji w Dąbrowicy, jakieś 20 lat temu, poznałam i zaprzyjaźniłam się z pewną przemiłą, wspaniałą osobą, Aliną, która całe życie bardzo cierpiała fizycznie i żyła samotnie – mogła chodzić i żyć w miarę normalnie ale nie była zupełnie sprawna fizycznie, na skutek wypadku, który przeszła we wczesnym dzieciństwie. Jako malutkie dziecko spadła z wozu, gdy konie się spłoszyły i upadła na głowę z poważnymi konsekwencjami na całe życie. Cudem przeżyła. Jako dorosła osoba pracowała w spółdzielni inwalidów w Lublinie.
        Wielkie wrażenie na mnie wywarła ta wspaniała i pokorna osoba, łagodna i niezwykle sympatyczna, tak, że, gdy Ją poznałam, poczułam się jakby to była moja siostra.
        Bardzo Ją pokochałam i Jej dobroć.

        Ona dopiero w dorosłym życiu (gdzieś po trzydziestce) zrozumiała jak bardzo była wcześniej uparta i niepogodzona w sercu ze swym cierpieniem, z tym z czym borykała się każdego dnia. Nie traktowała tego jako daru. Długo Jej zeszło nim to cierpienie po latach wreszcie zaakceptowała, przyjęła i mogła świadomie z własnej wolnej woli ofiarowywać je za innych.
        Mówiła, że tak wiele Łask przez to straciła i inni też stracili, że tyle cierpienia zostało przez nią zmarnowane – jak sama to określiła, przez to niepogodzenie i nieprzyjęcie cierpienia jako daru. Nie miała tej świadomości, że ono ma wielką wartość, nieporównywalną z niczym oraz, że Ona może i powinna przyjąć i ofiarować je Bogu, bo tak naprawdę wszystko jest darem.

        Wcześniej w ogóle tego nie wiedziała i nie pomyślała nawet o tym. Przez tyle lat nie mogła zaakceptować tego swojego cierpienia – fizycznego jak i psychicznego, także samotności, bo bardzo chciała założyć rodzinę, marzyła o tym ale jak mówiła miała świadomość, że to w Jej przypadku raczej nie będzie możliwe, chociaż miała jeszcze tę nadzieję. Wiara jest Laską. W końcu zaufała Bogu.
        Gdy to odkryła, że cierpienie nie może i nie powinno się zmarnować, to mówiła, że tylko żałuje, że tak późno to zrozumiała i czasu już nie cofnie ale już jako dorosła kobieta zaczęła to cierpienie oddawać Bogu za innych, by innym wypraszać Łaski.
        Niesamowita i bardzo szczęśliwa osoba, wiele dająca z siebie, chociaż cierpiąca.

        Alina mówiła, że gdyby Jej ktoś wcześniej powiedział, że tak będzie kiedyś podchodzić do cierpienia, to by go wyśmiała. Bo jak można cierpienie w ogóle zaakceptować i to niezawinione?

        Piszesz qwerty: „Ale zawziąłem się.”
        Wytrwałość jest dobrą cechą ale nieroztropny upór czasem jednak nie.
        Bo nigdy nie wiesz jak będzie wyglądało Twoje życie za kilka lat i jakie wtedy będziesz miał poglądy, czy będziesz nadal tak uparty, zawzięty i co w ogóle się wydarzy. Nie wiesz co lub kto może całkowicie odmienić Twoje życie albo i wywrócić je do góry nogami.

        Jezus jest Panem!

    • qwerty pisze:

      Wiem że chcecie mi pomóc, że niby nie widzę prawdy. Ale żeby komuś pomagać, to osoba musi chcieć tej pomocy. Ja nie chcę jej, bo przecież bo nie mam wartości w Bogu, tylko w życiu. Bo dla mnie życie jest najcenniejszą wartością. Może niepotrzebnie się tu znalazłem. Bo chcę lepiej poznać tradycje, i religie. A rozmawiając z innymi, najlepiej jest poznać, co nie znaczy że się nawrócę. Wielu już próbowało ze mną, i nikomu się nie udało.

      Niektórzy kazali mi iśc do egzorcysty. Jednemu powiedziałem o sobie wszystko. To skąd jestem, i dlaczego jestem. Wyniósł wobec mnie krzywdzące wnioski, i przecież nie moge powiedzieć tego, co bym chciał. I dla waszego dobra, i dla mojego. Im mniej o mnie wiecie, tym lepiej. Nie mówię że lepiej wiem od was, na czym życie polega. Bo co ja moge tam wiedzieć, przecież jestem zaślepiony, mam klapki na oczach. Nie widzę prawdy, ale wiadomo jaka jest? Prawda jest taka, że mamy cel życia. I każdy obiera swoją drogę. I każdy z innymi poglądami powinien ze sobą rozmawiać, nie bojąc się że idee jednych, będą zdeptane ideałami drugich. Wy tutaj, jako jedyni Katolicy wykazaliście mi dużo ciepła. Nigdzie indziej się nie spotkałem z tym, co tutaj.

      • Sylwia pisze:

        qwerty a może po to tu się znalazłeś by przeanalizować swoje życie , że jednak czegoś ci brak ? że jednak Pan Bóg chce byś coś zrozumiał ? że jednak trafienie tu na tą stronę ma ci coś dać , nie tylko poznanie religii ale i coś więcej , nie zastanowiłeś się nad tym ?
        osobiście wiem co to aura ale znikła a dlatego bo wole Jezusa ! Eska ma rację nic na siłę musisz sam zrozumieć a ja pomodlę się za ciebie 🙂

      • qwerty pisze:

        Ja tak naprawdę nie mam zielonego pojęcia czego mi brak. Jeżeli prawdą jest, że Bóg istnieje, to kiedyś na pewno do niej dotrę sam, w swoim czasie. Ale co jeżeli prawda jest inna, niż myślicie? Niezależnie jaka jest prawda, każdy do niej dojdzie. Niezależnie jakimi drogami. Ja nie martwię się o przedstawicieli innych religii, tradycji. Mimo że niektóre uważacie za okultyzm, ale to jest innych droga, i inni uważają ją za słuszną, i dobrą. I tak można by się spierać, kto ma racje, i kto widzi prawdę. Ja tu mówię, o zupełnie innych tradycjach, religiach, ale już takie zjawisko występuje podczas konwersacji Świadka Jehowy i Katolika. Mimo że opierają się na biblii, to jednak nauki się różnią.

        Ja myślę, że niepotrzebnie tracicie energię, żeby mnie przekonywać. Bo i tak się nie nawrócę (puki co na razie). Bo jeżeli mam się kiedyś nawracać, to w odpowiednim czasie. Nic nie dzieje się bez przyczyny, więc to nie jest zbieg okoliczności, że jestem tutaj. Bo jestem odkrywcą, i w sumie dzięki wam, doszedłem do innych, fascynujących wniosków.

        Kiedyś uważałem, że wierzący ludzie (niezależnie od religii), są zmanipulowani, i we wszystko wierzą. Tak myślałem, jak pisałem tutaj w grudniu, że uprawiam medytację. Wiedziałem ze będziecie mówić że to złe, ale jednak Pani Admin okazała mi ciepło. To mnie zastanowiło, i dałem sobie spokój. Poszukiwałem gdzieś indziej, zadawałem pytania itp. Też uczestniczyłem w życiu innych for katolickich, ale w żadnym się nie spotkałem z takim ciepłem jak tutaj.

        Ja teraz myślę, że wy macie swój własny cel, i własny sens życia. Że to daje wam szczęście, i pozwala wam pokonywać życiowe problemy. Nie myślę teraz że jesteście manipulowani, choć mam teorie, że „góra” Kościoła wiele ukrywa przed ludźmi. Nie mam dowodów, ale mam przeczucie. To jednak nie ważne, co ja myślę o KK, tylko ważne jest że daje wam to cel, i szczęście…

        Czy muszę mówić, że cieszę się, że macie taki optymizm? Bo jak dla mnie ja się nie liczę, tylko inni. Ja mam potrzebę się poświęcać dla innych, bo to daje mi szczęście. Nigdy nie powiem, że najpierw ja, tylko inni, a ja na końcu.

        Więc życzę miłego poranka, ode mnie, czyli fikuśnego kolegi waszego, nie wiedzącego, i prawdy nie widzącego. Czytaj: Raczej głupiego 😀 Jo ziom…

      • eska pisze:

        @qwerty, mam małą prośbę: przez szacunek dla nas i naszych przekonań, pisz proszę „Biblia” z dużej litery. Myślę, że o tyle mogę prosić.
        Na mój wpis o poczuciu własnej wartości nie mam jeszcze czasu (wpadłam tu tylko na chwilę). Obiecuję, że nie będzie w nim nic o religii 🙂

      • qwerty pisze:

        @eska Ok. Będę „Biblia” pisał z dużej litery. Przepraszam za te drobne niedopatrzenie. 🙂

        Jeżeli chodzi, o to co chcesz mi napisać, specjalnie dla mnie. Jak nie masz czasu, sił, lub ochoty, to przecież nie musisz. Na pewno masz inne rzeczy na głowie, ważniejsze. Ja od nikogo, niczego nie wymagam, i potrafię zrozumieć że ktoś nie ma czasu. O to się nie martw. 🙂

      • Wojtek pisze:

        @qwerty Kochanie Boga poprzez pomoc bliźnim to jest cel dla którego zostaliśmy stworzeni i nie ma tak na prawdę nic ważniejszego choć my niestety wykonujemy tez inne obowiązki bo nas do tego życie zmusza, ale nie ma nic ważniejszego jak pomagać.

      • qwerty pisze:

        Wojtek. Ja pomagając innym, nie robię tego dla Boga, tylko dla innych.

      • Wojtek pisze:

        @qwerty Pomagając innym, bez względu czy swoją wolą robisz to tylko dla samych tych osób a nie dla Boga, i tak robisz to mimowolnie dla Boga, bo ty nie musisz wcale chcieć aby on sam to co robisz przyjął i uznał ci za zasługę przed Swoimi oczyma.

      • Wojtek pisze:

        ,,On” sam.

  16. jack pisze:

    Qwerty Niech Bog Cie blogoslawi

    • qwerty pisze:

      @jack. Taka sprawa jest, że powiedziałeś że ci pomogłem. Ale ja sobie nie przypominam tego. Może nieświadomie, w jakiś sposób coś zrobiłem dla ciebie. Tylko nie wiem co. Jeżeli to nie problem, chciałbym się dowiedzieć. 🙂

      • Jack pisze:

        „Więcej pomaga naszej wierze niewiara Tomasza, niż wiara apostołów” – to jest moja odpowiedzia. Zrodlo pl.wikipedia.org/wiki/Tomasz_Aposto%C5%82

  17. eska pisze:

    1. „Ile razy, żeby nazwać to, co czuję, musiałem to najpierw przeczytać.” – Andrzej Franaszek.
    2. „Szczerość nie wystarczy. Potrzeba uczciwości. Uczciwość jest niekończącym się otwarciem się na fakty, a szczerość jest tylko wiarą we własną propagandę.” – Anthony de Mello

    @qwerty, z wolnym czasem bywa u mnie różnie, ale chciałam napisać tę wypowiedź o poczuciu własnej wartości. Dla Ciebie, ale nie tylko. Myślę, że obecnie bardzo wiele osób cierpi na jakiś rodzaj poczucia odrzucenia – może przeczyta to także ktoś inny i może komuś moje słowa coś przyniosą dobrego. Dlatego zawrę tu też troszkę ogólnych refleksji, przy których niekoniecznie „piję do Ciebie”. Aczkolwiek i to uczynię. 🙂
    Miałam napisać wnioski, do jakich doszłam w oparciu o własną przeszłość. Ze względu na wbijane mi od dzieciństwa przez pewną osobę poczucie winy, manipulowanie moimi emocjami, drwiny itp., byłam bardzo zakompleksioną nastolatką. Widziałam siebie jako kogoś beznadziejnego; osobę, którą nikt nie ma obowiązku się interesować. Takie bardziej „coś” niż „ktoś”, które można podeptać, w najlepszym wypadku ignorować i którego pragnieniami i potrzebami nikt nie ma obowiązku się interesować. O ile ja sama starałam się być empatyczna i dostrzeżonym potrzebom innych próbowałam wychodzić naprzeciw zupełnie bezinteresownie, o tyle naprawdę byłam w stu procentach przekonana, że mnie się to nie należy. Każdy przejaw życzliwości, zainteresowania – tego, że ktoś zachował się względem mnie, jak ja sama względem innych – był dla mnie czymś szokującym, niezasłużonym, a nawet… podejrzanym. Wręcz czymś nie do uwierzenia.
    Nad tym, aby z tamtej dziewczyny stać się osobą, którą jestem dzisiaj – pracowałam dosyć długo, starając się być przede wszystkim otwartą na uczciwe poznawanie samej siebie i mechanizmów, które kierują moim zachowaniem.
    Na bazie własnych doświadczeń, obserwowania innych ludzi, a w końcu także literatury zauważyłam, że na poczuciu odrzucenia i niższości budują się też całkowicie odmienne cechy osobowości oraz zachowania. Nie można się na okrągło czuć beznadziejnym, bo nie sposób tego wytrzymać psychicznie. W ramach reakcji obronnej człowiek zaczyna szukać przestrzeni, w których może się utwierdzać w przekonaniu, że jest lepszy od innych i tu robi się ew. pole dla wywyższania się, osądzania innych i rozwijania się pychy.
    Osoba poraniona bywa nadwrażliwa na wszelkie uwagi pod swoim adresem i nieraz odbiera je jako atak na swoje jestestwo. Jeśli taka osoba zasugeruje ci, że powinieneś dziś założyć granatowy sweter, a ty wybierzesz brązowy (np. temu, że cieplejszy) – możesz się spotkać z nerwową reakcją, bo nie liczysz się ze zdaniem tej osoby. Bo tej osobie automatycznie włączyło się poczucie, że zrobiła coś niewłaściwego, nieuznanego przez inną osobę, a więc jest kimś, kogo zdanie się nie liczy – i jako reakcja obronna równie automatycznie włącza się walczenie o zrównoważenie tego poczucia poprzez narzucanie swojej woli i swoich pomysłów. Często z powodu tej niepewności własnej wartości przy jakimkolwiek sprzeciwie lub odmiennym zdaniu kogoś z otoczenia włącza się poczucie zagrożenia. W ślad za nim – pragnienie zniwelowania tego zagrożenia poprzez przejęcie kontroli nad sytuacją, postawienie na swoim. Warto zauważyć, że właśnie stąd bierze się wszelki despotyzm i narzucanie swojej woli innym, co my odbieramy jako czyjeś poczucie wyższości. Tak naprawdę bierze się on z poczucia niższości, poczucia zagrożenia swojej pozycji i nerwowego zabiegania o odzyskanie kontroli nad sytuacją.
    Te dwie postawy – to znaczy 1. cechy wynikające bezpośrednio z poczucia „bycia gorszym” oraz 2. te powstałe w wyniku „reakcji obronnej dla równowagi” mogą się rozwinąć w różnym stopniu, w zależności od okoliczności życiowych oraz usposobienia konkretnej osoby. Ja znam i takie osoby, u których „reakcja obronna” jest właściwie niewidoczna, i takie, u których zajęła pierwsze miejsce i gdybym nie znała takiej osoby, trudno byłoby mi uwierzyć, że pod pozorną wyniosłością, krytykanctwem i apodyktycznością kryją się zranienia i traumy.

    Tyle ogólników, a teraz troszkę w odniesieniu do Ciebie. Po pierwsze zachęcam Cię, abyś na osoby, przez które masz problemy z samooceną, spojrzał nie jak na tyranów, ale właśnie osoby z traumami i poczuciem odrzucenia, poczuciem krzywdy, z którym sami nie umieli sobie poradzić. Może coś ciekawego dostrzeżesz? Może łatwiej Ci będzie zaakceptować przeszłość? A może łatwiej Ci będzie stawać w obliczu takich osób obecnie i w przyszłości?
    Pisałeś niejednokrotnie o tym, że lubisz pomagać i starasz się pomagać. Ale ja Ci tu chcę postawić pytanie, przed którym kiedyś stanęłam i ja sama. Czy zawsze chcesz pomóc komuś z czystej empatii i altruizmu, aby nie doświadczał czegoś, o czym Ty wiesz, że jest złe? Czy może czasami pomagasz dlatego, abyś Ty sam się dowartościował; abyś poczuł, że robisz coś dobrego. Czy to nie jest chwilami przestrzeń, w której próbujesz równoważyć swoje poczucie bycia gorszym, aby poczuć się lepiej? Jestem pewna, że nawet jeśli – to nie za każdym razem. Ale czy takich przypadków nie ma w ogóle? Stawiam Ci to pytanie, ponieważ uważam, ze ono jest kluczowe dla jakości naszej pomocy innym. Wtedy, kiedy pomagam komuś, aby poczuć się „kimś lepszym”, to tak naprawdę nie robię tego bezinteresownie. Mam w tym swój interes, aczkolwiek może nawet nie uświadomiony. Tylko, że wtedy nie skupiam się na rzetelnym przyjrzeniu się, czego potrzebuje osoba, której zamierzam pomóc – skupiam się na sobie i na dostarczeniu sobie dobrego samopoczucia z bycia pożyteczną. A zatem tak naprawdę nie wyruszam z otwartością serca ku tej osobie, tylko siedzę za swoim własnym murem. A to rodzi następne niebezpieczeństwo: że moja pomoc tak naprawdę nie będzie pomocą. Taka postawa przypomina dziecko z mojej rodziny, które w dobrej wierze wyjęło rybki z akwarium i umyło je mydłem. Miało świetne samopoczucie uczynienia czegoś dobrego. Gorzej, że rybki nie podzieliły tego entuzjazmu… W którejś z naszych poprzednich rozmów zapytałeś, po co masz kogoś poznać, żeby mu pomagać. Poznać w sensie zrozumieć. Ano po to, żeby poznać, czy to, co Ty oferujesz jako pomoc – jest tej osobie naprawdę potrzebne. Żeby nie ratować ryb przed utonięciem. Żeby zaoferować pomoc prawdziwie potrzebną tej osobie, a nie polepszyć sobie samopoczucie pomaganiem. Nie rozeznając sytuacji trafiasz kulą w płot, jak tutaj z nami przed blisko miesiącem. Wpadłeś na chwilę i nie poznawszy nas ani trochę myślałeś, że masz dla nas dobre rady. Włożyłeś dużo zaangażowania i nawet poświęcenia w to, żeby zrobić dla nas coś wg Ciebie dobrego (myślę, że ta próba oszukania nas w celach umoralniających była swego rodzaju poświęceniem, bo miałeś z tego potem zgryzotę). Ale nie zadałeś sobie najpierw trudu poznania nas i lepszego zrozumienia, dlatego cały Twój wysiłek poszedł na marne.

    Z postaw, które u Ciebie zauważyłam, widzę także potrzebę kontrolowania otaczającej Cię rzeczywistości. Nad wszystkim chcesz panować: nad bólem po operacji, nad scenariuszem swojego życia… To dlatego odpowiada Ci obecny światopogląd: daje Ci poczucie kontroli. Ale czy za tym nie kryją się lęki? Czy nie jest tak, że tracisz grunt pod nogami, gdy coś się Twojej kontroli wymyka? To także nie jest bezpieczne zjawisko, jeśli sobie nie zdajemy sprawy z jego istnienia. Z wielu Twoich wypowiedzi wynika, że masz bardzo życzliwy stosunek do ludzi. Ale czy zauważasz, że istnieje przestrzeń, gdzie ich krzywdzisz? Napisałeś, że prowokujesz ludzi do określonych zachowań, aby ich sprawdzić – wówczas, gdy nie widzisz ich aury. Napisałeś to m.in. w odniesieniu do nas – swoich rozmówców na tym forum. Co to tak naprawdę oznacza? Że testujesz nas jak zwierzątka w laboratorium i sprawdzasz reakcje. @qwerty, mówię to bez złośliwości – to nie jest traktowanie ludzi z szacunkiem. My Cię tak nie testowaliśmy. Tego się nie robi. Jeśli chcesz kogoś poznać – po prostu daj mu czas i poczekaj, co się wykluje. Daj człowiekowi być sobą. To jest OK. A testowanie nie jest OK. I dla jasności – ono znowu wynika z pragnienia posiadania wszystkiego pod kontrolą. I także dlatego odpowiada Ci m.in. to, że widzisz aury. Jak nie widzisz – tracisz poczucie bezpieczeństwa, bo nie masz pewności tego, jaki jest człowiek. A Ty źle znosisz poczucie niepewności, prawda?

    Chciałabym, żebyś się jeszcze przyjrzał jednemu zjawisku. Kiedy komuś pomagasz, jakiej reakcji byś sobie najbardziej życzył? Czy takiej w stylu „Daj spokój, mnie nie warto pomagać, niepotrzebnie się trudzisz”, czy może jednak tego, że ktoś się szczerze ucieszy: „Och, stary, dzięki, jestem ci naprawdę wdzięczny, że chciało ci się dla mnie coś zrobić!”. A teraz pytanie: gdyby ktoś postanowił pomóc Tobie – która z reakcji będzie Ci bliższa? Rozumiesz? Brać też trzeba umieć. To nie jest takie łatwe, kiedy się ma problemy z własną samooceną. Ale wtedy pomaga przypomnienie sobie, jakich „odbiorców pomocy” sami oczekujemy. No i analogicznie drugie pytanie: Czy trudniej Ci jest kogoś obdarzać życzliwością i miłością, czy też radzić sobie z uczuciami typu uraza i nienawiść, które gdzieś tam w podświadomości ciągle sączą jad? Jakiego typu uczucia bardziej Cię obciążają „energetycznie” i więcej Cię kosztują? A teraz zestawmy to z Twoim stwierdzeniem: „Dlaczego nie chcę, żeby inni mnie kochali, tylko nienawidzili? Bo ja nie chce nikomu kłopotu robić sobą.” Hmmm… no po mojemu, to większy robisz właśnie wtedy, kiedy każesz się nienawidzić…
    @qwerty, bracie, jesteś wartościowym człowiekiem, który tak jak inni ma prawo być kochanym i akceptowanym. Na pewno masz swoje mocne strony i talenty, zarówno w głowie, jak i w sercu. Wiem, że nie zawsze się tak czujesz – kto ma to wiedzieć, jak nie ja. Też to przechodziłam. I wiesz co? Też tak jak Ty od zawsze miałam pragnienie czynienia czegoś dla innych – z czystej dla nich życzliwości i miłości. Więc teraz pozwól mi obdarzyć tą życzliwością Ciebie i przyjmij to, że ktoś chciał dla Ciebie coś zrobić. Bo jesteś tego wart.

    ——————————————————-

    Mam nadzieję, że Cię niczym nie uraziłam. Powiedziałeś, że jesteś odkrywcą; uznałam więc, że odważnie badasz nowe przestrzenie i horyzonty. Podzieliłam się kilkoma obserwacjami i poddałam do rozważenia kilka wniosków, ale nie zamierzam uchodzić za jakiś autorytet w tej kwestii. Dla jasności – nie mam wykształcenia psychologicznego.

    • Wojtek pisze:

      „Dlaczego nie chcę, żeby inni mnie kochali, tylko nienawidzili? Bo ja nie chce nikomu kłopotu robić sobą.”

      To charakteryzuje mnie i ja to dobrze wiem.

      ,,to większy robisz właśnie wtedy, kiedy każesz się nienawidzić…”

      To także wiem a pomimo to i tak to robię z powodu nieśmiałości, braku zaufania do innych i do siebie samego. Boję się być zawodem dla innych, boję się ich zawieść i tego co będzie ze mną z moim ja kiedy te osoby zawiodę.
      Dlatego jestem samotny i nie potrafię ,,z nikim być” ani mieć przyjaciół, miałem tak niską samoocenę. Wciąż mam mimo że wiem jak to głupie myślenie.

      @qwerty, nie popełniaj moich błędów.

      • eska pisze:

        @Wojtek, Daj czasowi czas. Nie od razu Kraków zbudowano. 🙂 ❤
        Uświadomienie sobie na przykład tego, o czym powiedziałeś – to już coś. Jest jeszcze jedna cenna sprawa – znaleźć kogoś, komu będziesz mógł o sobie czasem opowiedzieć – o tym, co masz w środku. Kto Cię wysłucha i zachowa Twoje słowa w tajemnicy nawet, jeśli nie będzie umiał pomóc. A wiesz, po co? Bo dopóki coś kisisz w sobie, dopóty często pozostaje to w sferze podświadomości. Czujesz na przykład, że jest Ci jakoś źle, ale nie wiesz dokładnie, czemu. A kiedy do kogoś mówisz, musisz swoje emocje jakoś nazwać, sformułować, zdefiniować. Wyciągasz je z podświadomości do świadomości. A wtedy często nawet nie potrzebujesz już rady innej osoby – Tobie samemu się układa, co to jest to, co gryzło i przeszkadzało. A jak nie masz nikogo zaufanego, To może pomóc pisanie pamiętnika (wiem, że to "babskie", ale mimo wszystko 😉 )
        "Nie duś w sobie emocji, bo z czasem to one uduszą Ciebie".

        @qwerty, pisałeś, że lubisz spokojną muzykę dla relaksu. Z dedykacją dla Ciebie:

      • eska pisze:

        Miał być link do składanki, ale nie działa. No to do pojedynczego utworu:

      • Wojtek pisze:

        Ja nie dusze już emocji na pewno nie tak jak kiedyś. Rozmawiam z wami o wszystkim tylko, że to jest na odległość, brak mi kogoś przy boku.

      • Sylwia pisze:

        Wojtku piszesz że nie masz kogoś przy boku .. ale masz nas i wiesz co , ja mam tak samo jak Ty nie mam z kim rozmawiać na duchowe tematy . Ale tu znajdujemy zrozumienie być może, to Pan Bóg nas prowadzi właśnie w taki specyficzny sposób by znaleźć duchową siostrę , brata za sterami klawiatury ,czasem jest dużo łatwiej przelać myśli pisząc niż mówiąc 🙂
        Co do twojej samooceny to miałam to samo i mogę też podpisać się pod tym co napisała Eska , od dziecięcych lat moja samoocena była niska, dopiero teraz zaczynam czuć się pewniej i mieć wyrobione zdanie na temat samej siebie. A wiesz kiedy to się stało ? wtedy gdy na nowo poznałam miłość Bożą ! stara Sylwia znikła Jest nowa ! 😉 i tobie tego też życzę 🙂
        Czasem trzeba wiele pracy nad sobą , czasem rodzi się to też z braku przebaczenia samemu sobie , powiem że mam z tym troszkę problem ale pracuję nad tym 🙂
        Wiem że to nie to samo mieć kogoś od serca tak by można było porozmawiać na żywo ale na wszystko przyjdzie czas ! 🙂

    • qwerty pisze:

      Czytając wypowiedz, właśnie pojawiło mi się pytanie czy jesteś psychologiem, ale ostatnie zdanie wyjaśniło że nie.

      Czy jak pomagam, to robię żeby się dowartościować? Ja to nie robię żeby się dowartościować, mimo że jestem zadowolony, i mam poczucie szczęścia. Ja to robię, ale dlaczego. Fakt przynosi mi to radość, ale bardziej w takim działaniu widzę, że jak komuś pomogę, to ta osoba w przyszłości może komuś innemu pomóc. To jest na tyle ważne, że ja sam nie „uchwycę” nawet malutkiego ułamka ludzi, którzy jej potrzebują. To jest dla mnie naturalne działanie, i w pomocy innym nie widzę nic dziwnego.

      Bóle po operacji, po wypadku. Radze sobie z tym, dlaczego nie? Fizycznie jestem silniejszy, niż sprzed wypadku. To dlatego że dużo trenuję, ale czasami potrafi dać się we znaki. Dlatego się wyciszam, i go uśmierzam. Bez leków. Nie lubię brać chemii, bo mi zależy na zdrowiu. Musze być w stanie, robić coś dla innych. Gdybym się załamał, to pewnie jeździłbym na wózku.

      Ja trafiałem na ludzi, którzy mówili że nie chcą, bo ja tracę czas. Jestem niezwykle uparty, i daję o sobie znać. 🙂 To nie jest tak, że ja w ogóle nie potrzebuję pomocy, i innych. Ja za dużo czasami od siebie wymagam, i myślę że nie powinienem się komuś zrzucać na głowę. Ale jeżeli nie mam wyjścia, to korzystam. Traktuję to jako wyjątek, po to żeby sie nie przyzwyczajać do „dobrego”, bo jak sobie pozwolę na lenistwo, to wtedy inni za mnie muszą robić, bo mi się nie chce 🙂 Mówię poważnie, i dlatego nawet nie robię sobie wakacji, ani przerwy. Do póki nie śpię, to coś robię. Albo w pracy, a jak nie to w domu, albo gdzieś wyjdę.

      Tu muszę was przeprosić, bo rzeczywiście to nie było fair, że was „sprawdzałem” . Ale niestety, już się stało. Zanim to napisałaś, to już wiedziałem że w tym aspekcie popełniłem straszny błąd. Czasu nie cofnę, więc mogę tylko przeprosić za to, bo wina leży tylko po mojej stronie.

      Ja wartościowy, przyznam że odstaję od reszty, i jestem WYJĄTKOWY. Dlaczego podkreśliłem to słowo? Bo kiedyś myślałem że jestem dziwny, do póki nie zrozumiałem że wyjątkowy ze mnie gość. Jestem tego świadomy, bo odstaje od ogólnie przyjętego wzorca. Ani nie jestem patriotą, tylko zależy mi na pokoju na świecie, nie tylko interesy jednego kraju. Ani nie lubię piłki nożnej. Honor dla mnie to coś niedobrego, bo według mnie może wywołać agresję. Mam szósty zmysł (nie chodzi o widzenie aury) tylko niesamowitej intuicji, która ostrzega czasami, że coś się stanie. Nie jestem wtedy w stanie przewidzieć co, ale przynajmniej jestem czujny. I dużo rzeczy na świecie, wydaje mi się obce. Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego ludzie się na wojnie, i ogólnie zabijają, i robią krzywdę. To jest dla mnie wręcz niezrozumiałe, i obce. Dziwne po prostu. Mam nieodpartą potrzebę żeby stworzyć świat pokojowym. Wiem ze to niemożliwe, ale to jest silne uczucie, silniejsze ode mnie. Skąd mi się to bierze? Sam nie wiem.

      Mam dziwne sny. Nie koszmary tylko piękne miejsca, pełne przyrody, zwierząt z którymi żyję w pokoju. Prawie co dziennie mam takie sny. I zawsze rano tryskam energią, i czuję się szczęśliwy. Może po moich wypowiedziach to nie widać, bo skupiłem się na negatywnych rzeczach, ale teraz skupię się na pozytywnych, swoich stronach, bo zasługujecie żeby je poznać. 🙂

      Pozdrawiam serdecznie 🙂

    • qwerty pisze:

      Poza tym Eska. Dziękuję za te szczegółowe wnioski. Są na pewno pomocne, także i dla mnie. Naprawdę doceniam twój wysiłek. Pozdrawiam cieplutko i serdecznie. 🙂

      • eska pisze:

        Dzięki 🙂 Ja Ciebie też. 🙂
        Dzisiaj już nie mam weny na żadne wypowiedzi… Dzisiaj robię sobie „dzień dziecka” 😉

      • qwerty pisze:

        Może kiedyś napiszę, co się czuje, kiedy się umiera. Ale na pewno nie dzisiaj, bo muszę sobie to sam poukładać.

      • Maggie pisze:

        @qwerty: kilka wpisow wyzej pisales, ze masz „swiadomosc reinkarnacji” … Naprawde potrzebujesz MODLITWY.

        Nawiazales juz kontakt z WOWIT, to czy nie wlasciwszy jest dzial Pomoc duchowa, albo Dyskusja na dowolny temat?

      • qwerty pisze:

        @maggie. Tak. Kiedyś byłem zwyczajny, jak wszyscy. Nie miałem żadnych zdolności, pamięci itp. Po prostu byłem jak wszyscy. Do puki, nie przeżyłem śmierci klinicznej. Zmieniłem się. Może opiszę siebie z przed wypadku.

      • Maggie pisze:

        @qwerty: kiedys tez umieralam, ale wrocilam. Reinkarnacja to herezja. Jestes w wielkim niebezpieczenstwie – zwlaszcza jesli bedziesz medytowac w towarzystwie przyjaciela ateisty i psychologa w jednej osobie.

      • Maggie pisze:

        @qwert: nadal jestes jak wszyscy, tylko potrzebujesz DUUUUZO modlitwy i akceptacji Ciebie jako osoby.
        Nie jestes inny, jestes rozkojarzony i chwilami prowokujesz:
        nie ubieraj sie w cudze piorka,
        bo wyprawki nie warta taka skorka.

      • Maggie pisze:

        @qwerty
        Odmawiaj ta modlitwe: zalecana przed Cudownym Krzyzem Pana Jezusa Konajacego z Limpias – Hiszpania:

        Panie Jezu Chryste,
        Przeniknij mnie Mocą Twego Ducha.
        Ogarnij moj umysł, serce, dusze,
        ducha mojego i ciało moje.
        Uzdrow mnie z ran, ktore w ciągu
        zycia zadał mi szatan, ludzie, sytuacje
        i moje własne grzechy.
        Boze Ojcze, w Imie Jezusa Chrystusa
        uwolnij mnie od wszelkiego zła
        i ogarnij Bozym pokojem i miłością.
        Amen.

  18. qwerty pisze:

    Przepraszam za wszystko. Wiem że źle postąpiłem, i żałuję tego. Nie chciałem nikogo skrzywdzić…

    • eska pisze:

      Niech cię Pan Bóg błogosławi. ❤

      • qwerty pisze:

        Dzięki Eska. Bądź zdrowa. Tak czy inaczej, przepraszam jeszcze raz. To było niepotrzebne, i na mnie też się źle to odbiło. Czasami sobie wchodzę, czytam. Nie uważam, aby pisanie z mojej strony było dobrym pomysłem.

        • wobroniewiary pisze:

          Ale dobrze, że tu jesteś.
          Tym się różnią katolicy, że cieszą się z każdej nawróconej owieczki i nie wypominają przeszłości 🙂

Dodaj odpowiedź do jack Anuluj pisanie odpowiedzi